Od czasu, kiedy postanowiłem zawalczyć ze swoją wagą i brzuchem musiałem zdobyć się na wiele wysiłku i sporo żywieniowych wyrzeczeń.
Od stosowania diety Atkinsa, przez intensywne treningi i ogólnie zmianę stylu życia.
Jednak najwięcej trudności (przynajmniej mi) sprawia zrezygnowanie z codziennych małych przyjemności, jakże normalnych w poprzednim życiu – czyli podjadania wszelkiego rodzaju śmieciowych przekąsek.
Jedną z nich a zarazem moją (chyba) ulubioną są chipsy.
Czym są chipsy – poznaj swojego wroga.
Chyba każdy z nas zna te cieniutkie plasterki ziemniaków (choć nie zawsze), obsmażane w głębokim tłuszczu, przyprawiane dużą ilością soli i wszelkiego rodzaju sztucznymi aromatami (które z przodu opakowania nazywają się ziołami, serem, cebulą czy boczkiem – a z tyłu opakowania przybierają bardziej swojskie nazwy nazwy jak glutaminian monosodowy czy 5’rybonukleotydi disodowe).
Wg. popularnej anegdoty chipsy powstały w 1853 roku, gdy kucharz w pewnej amerykańskiej restauracji zdenerwowany narzekaniami klienta, któremu nie odpowiadała grubość pieczonych ziemniaków – pokroił kartofle na plastry tak cienkie, że prawie przezroczyste a następnie wrzucił je na głęboki tłuszcz i tak przyrządzone podał denerwującemu marudzie.
Ku jego zdziwieniu klientowi potrawa bardzo zasmakowała – tak bardzo, że ten kulinarny eksperyment wprowadzono na stałe do menu restauracji.
I tak właśnie zaczęła się historia najgorszego wroga mojej szczupłej sylwetki.
Muszę się przyznać, że jednocześnie kocham i nienawidzę tych małych słonych chrupiących skurwysynów!
Jestem w stanie zrezygnować ze słodyczy, lodów czy innych pyszności ale chipsy mają w sobie coś takiego, że co jakiś czas czuję nieodpartą pokusę ich zjedzenia.
Mogę się opierać dzień, dwa ale w końcu przy okazji wizyty w sklepie czy na stacji benzynowej ze zbolałą miną zdejmuje z półki paczkę – i to zawsze tą XXL.
Dlaczego chipsy tak na mnie działają ? Dlaczego uzależniają i co jakiś czas rozkazują mi wybrać się do sklepu i napchać nimi żołądek czując jednocześnie ekstazę i obrzydzenie do samego siebie ? skąd w nich ta magiczna moc ?
Badania amerykańskich (no jakich by innych) naukowców stwierdziły, że nadmierne objadanie się nimi nie jest związane z potrzebą zaspokojenia głodu – a z tym, że one nam po prostu smakują – i to ta chęć czerpania przyjemności z ich jedzenia sprawia, że można zjeść ich aż tyle. Nawet jeśli nasza świadomość podpowiada, że to tak samo złe i niewłaściwe jak udostępnianie na facebooku Somebody That I Used To Know Gotye.
Wpływ na to mają substancje, zwane endokannaboidami, które podczas jedzenia chipsów, frytek i innych niezdrowych (ALE JAKICH PYSZNYCH) potrwa wydzielają się w naszym układzie pokarmowym sprawiając, że jedzenia takich pokarmów sprawia nam przyjemność oraz że nigdy nie mamy dość.
Endokannaboidy mają uzasadnienie w ewolucji – niegdyś, gdy tłustego pożywienia było zbyt mało (bo jadło się tylko to, co się upolowało lub zebrało) – trzeba było najadać się „na zaś”, aby zgromadzić potrzebne organizmowi zapasy.
W dzisiejszych czasach ten zapas to właśnie znienawidzona przez wszystkich oponka, boczki, gruba dupa czy drugi podbródek.
Dlaczego chipsy są wytworem szatana ;) ?
Smażone ziemniaki nie są może najzdrowsze, ale nie są też żywieniowym wrogiem #1, więc dlaczego chipsy tak nam nie służą ?
Powodów jest kilka:
– sposób przyrządzania: wbrew temu co pokazują reklamy, każda partia chipsów nie jest przygotowywana na świeżym oleju przez panów kucharzy w białych fartuchach. Olej jest wielokrotnie używany i nagrzewany do bardzo wysokiej temperatury, co sprawia, że w chipsach znajdują się rakotwórcze związki (w przypalonych chipsach jest ich nawet więcej);
– do smażenia używane są najbardziej tuczące z możliwych – tłuszcze typu trans (o nich napiszę kiedy indziej);
– zawierają sztuczne związki nadające smak, kolor i zapach. Chipsy bekonowe nawet nie leżały koło bekonu :(
– zawierają mnóstwo soli więc podwyższają ciśnienie i mogą prowadzić do chorób układu naczyniowego
– w 100 gramach ( a średnia paczka zawiera 150 gram) mają około 400 – 500 kalorii, od 10 (Lays prosto z pieca – o 70% mniej tłuszczu) do 30 gram tłuszczu (Lays strong grubo krojone), oraz od 30 (Lays strong) do 75 (Lays z pieca) gram węglowodanów.
– matematyka mówi, że 2 paczki po 150 gram na tydzień (nie jest to chyba specjalnie trudne) – to 7 do 10 kg więcej po roku takiej diety. Z SAMYCH TYLKO CHIPSÓW.
Tak więc zastanówcie się już dziś – być może warto porzucić naszą prehistoryczną naturę, która każe nam zanurzać dłoń w torbie z chipsami i pokazać samemu sobie, że można przezwyciężyć pierwotne instynkty ?
ja spróbuję.
PS: w zeszłym tygodniu zjadłem dwie paczki :(
Znam to, nie można mieć w domu nic, co nam bardzo smakuje :D
niestety masz rację :(
A ja nie przepadam za chipsami i spokojnie mogę się opanować przed zjedzeniem ich. Za to czekolada, ciastka, drożdżówki – tu już sprawa się dla mnie komplikuje ;)
Z czipsami – zazdroszczę. Ja nie potrafię się oprzeć. Może w sklepie, gdy czipsunie są jeszcze na półce – wtedy mi się uda. Ale w domu, nasypane do miski … nie mam szans ;)
Dobrze że nie pamiętam kiedy to jadłam! Kolejny świetny wpis! Pozdrawiam :)
jak zawsze rumienię się i dziękuję :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis :)