Dziś (09.06.2013) na szczecińskiej Arkonce odbyło się 9 biegowe Grand Prix Szczecina.
Była to przedostatnia impreza przed największym biegowym wydarzeniem Szczecina – Półmaratonem Gryfa 2013.
Ostatnie, 10 już Grand Prix będzie w naszym mieście 30 czerwca.
A ja mam nadzieję, że nie dam dupy tak strasznie jak dałem na tym.
Pamiętacie gdy pisałem o moim i Piotra udziale w 8 Grand Prix ?
Biegliśmy wtedy w „formie zerowej” bez przygotowania i tak na prawdę tylko po to, żeby się sprawdzić. Cierpiałem wówczas niesamowicie, bo organizm nieprzyzwyczajony do takich dystansów odmawiał posłuszeństwa i każdy kilometr był cierpieniem. Dosłownie.
Od tamtego czasu sporo potrenowałem, zarówno na siłowni jak i pod chmurką i dziś wyruszałem na Arkonkę z zupełnie innym nastawieniem.
W planach miałem wyprzedzić moich pogromców z ostatniego biegu, tj:
– 10 letniego chłopca
– człowieka biegnącego z psem
– wszystkich ludzi powyżej 60 roku życia.
Udało mi wykonać dwa pierwsze założenia. Dziesięciolatka wyprzedziłem głównie dlatego, że nie przyszedł (najwyraźniej uznał, że w takim wieku bieganie jest dla frajerów i zajął się wyrywaniem panienek), a faceta z psem udało mi się pokonać bo jego czworonożny towarzysz (wyjątkowo kudłaty) nie wytrzymał upału i musiał odpocząć – w przeciwnym razie byłbym długo po nich bo dogoniłem ich zaraz przed metą.
Poza tym, od ostatniego razu nie zrobiłem ŻADNYCH POSTĘPÓW.
What DA FUCK ?
Myślę, że popełniłem kilka błędów.
– zawsze, kiedy biegam, nastawiam się na to, aby biegać jak najdłużej i jak najdalej. Nie liczy się tempo a ilość kilometrów i czas. Dlatego zawsze kłusuje ulicami podziwiając samochody, psy, domy i wszystko co po drodze da się podziwiać – a w ogóle nie zwracam uwagi na tempo – i to się na mnie dziś zemściło – po prostu dużo ludzi było ode mnie szybszych.
– chyba jednak śniadanie złożone z zupki AMINO (rosół,mniam:)) to trochę za mało – chociaż w sumie – makaron był :)
– no i przede wszystkim nie udało mi się tym razem namówić Piotra a ostatnio to przecież on mnie motywował..
Jaki z tego morał ?
Po prostu – muszę wziąć się za siebie, poćwiczyć trochę bardziej biegi na krótszych dystansach a makaron ugotować, zamiast tylko zalewać zupkę chińską (w sumie to polską).
PS: organizacja jak zawsze była na prawdę na poziomie, tym razem zaskoczyło mnie to, że półgodziny po tym jak wpadłem zdyszany na metę dotarł do mnie SMS z moim wynikiem (ostatnio jakoś to nie zadziałało) – fajna sprawa.
Do następnego biegu !
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback