Jeśli chcieliście wziąć udział w jakimś biegu w Szczecinie 12 stycznia 2014 mieliście do wyboru kilka opcji.
Ambitni pobiegli na 5 kilometrów w 3 edycji zBiegiemNatury (200 osób stanęło na starcie biegu! bijąc rekord frekwencji).
Ci, którzy nie mieli ochoty na taki wysiłek wybrali 2,5 kilometra biegu
Policz się z Cukrzycą w ramach finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
Byli jeszcze tacy, którzy pobiegli w obydwu biegach (np. Zbyszek – który był siódmy nad Szmaragdowym i drugi na biegu WOŚP -czyli wbiegł na czołowe miejsca 2 razy w ciągu jednego dnia – w odstępie 3 godzin. – JEBANIUTKI ;)).
Ja naturalnie jako człowiek z natury leniwy wybrałem opcję numer 2 i plac Orła Białego, aby razem z ponad trzystoma biegaczami pobiec w biegu Wielkiej Orkiestry.
Do startu, gotowi…
Poranek przed biegiem wyglądał klasycznie niedzielnie – siedzimy z P. jedząc śniadanie, relaks.. gdy nagle… TO BIEG JUŻ ZA GODZINĘ !?! – dostajemy oboje przyspieszenia, które pozwala nam dotrzeć na miejsce startu na 10 minut przed oficjalnym końcem zapisów. Ale zdążyliśmy, nie ?
Na miejscu zaczynała się już impreza – Ci, którzy nie przyszli biegać mogli obejrzeć wozy strażackie, wojskowe transportery, harleye, stragany z kiełbasą i smalcem a później występy na scenie.
Na szczęście nie było ciężko znaleźć namioty, w których w już trwały zapisy. Trochę się bałem, że z racji naszego późnego przybycia nie dostanę już numeru startowego (byłem zapisany przez Internet) – na szczęście organizatorzy mieli cierpliwość dla spóźnialskich i zapisać można było się nawet wtedy, gdy przewidziany czas już minął.
Na miejscu powoli zaczął robić się tłum, jednak nie wyglądał on tak:
tylko tak
Nie od dziś wiadomo, że biegacze to ludzie kulturalni i przede wszystkim wiedzący jak radzić sobie z nadmiarem energii.
Numery startowe mieli i młodzi i ci nieco starsi, zarówno profesjonalnie ubrani (co nie znaczy że profesjonalni – hello!) biegacze jak i ludzie w zwykłych dresach czy dzieciaki w każdym wieku. Po starcie mijałem też jedną uczestniczkę, która biegła W KOZAKACH.
Ale taki właśnie był ten bieg – dla każdego.
….START !
Biegnący nieubłaganie czas (czas też biegł razem z nami) zbliżał nas wszystkich do godziny 14 i do startu biegu. I w końcu, gdy na starcie zgromadził się niezły tłum…
..nagle! z zaskoczenia padł strzał. Pisząc o zaskoczeniu nie przesadzam – jakoś tak wyszło, że chociaż wszyscy wiedzieli, że zaraz startujemy to nie było żadnego odliczania – po prostu ktoś wystrzelił.. i pobiegliśmy.
Trasa biegu trzykrotnie okrążała plac Orła Białego i była równie szybka co przyjemna. Pogoda nie mogła być lepsza (jak na tą porę roku), nie padało, bruk nie był śliski.. Nawet ja czułem się wyjątkowo dobrze (jak na siebie) przygotowany, w końcu od początku tego roku wróciłem do ćwiczeń (to już całe 12 dni jak trenuje;)). Nic, tylko biec.
No, to biegniemy!
Po starcie było trochę ciasno – ale takie już są ulice w tej części miasta. Na początku jak zawsze – życie zweryfikowało, kto dobrze zamocował swoją mp-trójkę albo telefon – i trzeba było ominąć parę osób, które zbierały sprzęt z ziemi.
Naturalnie, jak na szczecińskie ulice przystało na biegaczy czyhały różnorakie pułapki. Można je było podzielić na 3 kategorie:
– poślizgowo – brudzące – czyli swojskie psie kupy;
– terenowo – wodorowo – tlenowe – po prostu dziury w jezdni wypełnione H2O;
– oraz ostatni, wyjątkowo groźny rodzaj pułapek – piesi kamikadze – którzy na pierwszy rzut oka stoją przyglądając się biegaczom – jednak gdy tylko się do nich zbliżyć – postanawiają „szybciutko” przebiec przez jezdnię (najlepiej pchając wózek) – bo z drugiej strony jest lepszy widok.
Ja na szczęście nie wpadłem w żadną z nich.
Oczywiście już po pierwszym okrążeniu moja faktyczna kondycja brutalnie starła się z moimi wyobrażeniami o tym jak wydawało mi się, że byłem wytrenowany – co oznacza, że dopadła mnie zadyszka. Jednakże – mimo tej drobnej przeciwności losu – dziarsko pokonałem pierwsze i drugie okrążenie. Podczas drugiego okrążenia wyprzedził mnie Zbyszek (tak, ten sam, który zajął drugie miejsce). Pomyślałem wówczas – skoro taki biegacz właśnie mnie wyprzedza, to muszę mieć niezły czas … Jednak gdy wbiegałem na metę po drugim okrążeniu szykując się na przebiegnięcie trzeciego – Zbyszek już stał na mecie z medalem :)
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym po drodze nie postanowił udzielić kilku fachowych porad młodszym adeptom biegania (jest takie słowo jak adept biegania ?)
Na trzecim okrążeniu nie mogło zabraknąć tak bardzo charakterystycznego dla mnie elementu – gdy wyprzedza mnie ktoś, kto nie powinien mnie wyprzedzić. Otóż jakieś 200 metrów od mety usłyszałem dochodzący gdzieś z okolic moich kolan głos:
To już ostatnie okrążenie tata ?
I wyprzedził mnie dwuosobowy team, w którym to zespole rolę młodszego zawodnika pełnił chłopak, który wyprostowany nie sięgnął by mi nawet do pępka.
I z ręką na sercu – napierali tak, że musiałem się zdrowo wysilić aby nie stracić ich z oczu.
Gdy po chwili wpadliśmy na metę (jakieś dziesięć minut od startu) mały biegacz był oczywiście przede mną – ale tłumaczę sobie, że dałem mu wygrać;))
Na mecie na pierwsze 350 osób czekały medale, gratulacje oraz ciepłe napoje.
Co ciekawe, bez związku z tym, kto kiedy dotarł do mety medale były wydawane w trzech kolorach – złotym, srebrnym i brązowym. Mi trafiło się złoto :D
Jako, że kolejni biegacze wpadali na metę (i otrzymywali medale) jeszcze chwilę po tym gdy zdążyłem już ochłonąć – w końcu zebraliśmy się z P. i ruszyliśmy z powrotem do samochodu, zasilając przy okazji kilka Orkiestrowych puszek.
(potem okazało się, że dla bardziej cierpliwych było jeszcze losowanie koszulek – więc jeśli ktoś dostał koszulkę którą ja miałem wygrać – to niech się dobrze nosi :))
Naturalnie nie byłbym sobą, gdyby nie spotkały nas jeszcze jakieś przygody ponad program – najpierw, próbował nas przejechać nerwowy kierowca biegłego Citroena Berlingo – tylko dlatego, że przechodziliśmy przez ulicę Tkacką jakieś 50 centymetrów od pasów (wiem, po prostu zazdrościł mi medalu) a potem zgubiłem numer startowy – udało mi się go złapać dopiero, gdy już przejechało po nim 5 samochodów i dwa autobusy. Ale odzyskałem !
Wrażenia ?
Fajnie było !
Co tu dużo mówić – przyjemny dystans, fajna lokalizacja i przede wszystkim szczytny cel (wszystkie opłaty startowe zasiliły konto WOŚP) – czego chcieć więcej ? Przy takich okazjach nie ma co się zastanawiać nad niedociągnięciami czy minusami – trzeba po prostu być i dobrze się bawić.
I dzięki takiemu nastawieniu większości uczestników po raz kolejny potwierdziło się, że Szczecin biegaczami stoi.
ha, takie Panie zawsze mają w zanadrzu odpowiedni arsenał epitetów. Akurat mieszkałem wiele lat na starym Pogodnie, gdzie średnia wieku w okolicy , wliczając mnie i moją 6 lat młodszą siostrę wynosiła.. eeee nie wiem ile, ale na pewno dużo:) i nie jedno moje uszy słyszały a zwiędnięte są od tamtej pory :)
Chociaż akurat podczas tego biegu nie miałem okazji na akurat takie spotkanie :)
Zapomniałeś wspomnieć o babciach w beretkach wyskakujących wprost z klatek schodowych na biegających … ja akurat wbiegłam na ową babcię i usłyszałam ładne parę słówek, których nigdy bym się nie spodziewała usłyszeć od kobieciny w takim wieku :)