Dziś będzie szybko, wiem, że niektórzy z was są tak zajęci, że nie mają czasu czytać. Więc do rzeczy.
W zeszłym tygodniu miałem urlop. Czasami nawet i mi się to zdarza. Urlop miał kilka następstw – m.in gwałtowne załamania pogody w rejonach gdzie akurat przebywałem (natura mnie kocha…nienawidzić), wzrost sprzedaży alkoholu w osiedlowym sklepie i inne podobne, ale przede wszystkim – miałem czas pogadać trochę z ludźmi. A ze znajomymi bywa tak, że często temat schodzi na bieganie, aktywność fizyczną i w ogóle ćwiczenia (nie wiem skąd oni wiedzą, że biegam..).
I wiecie co ? Większość ludzi nie robi w tym kierunku nic, albo robi to rzadko. A najczęstszą wymówką są zwykle magiczne słowa …
Nie mam czasu na ćwiczenia!
Nie będę się z wami kłócił. Skoro go nie macie, to pewnie tak właśnie jest.
Ja też często tak powtarzam, w końcu w dni, kiedy pracuję jestem tragicznie zarobiony i nie mam czasu na życie a co dopiero na trening. I w sumie na tym mógłbym skończyć ten wpis, gdyby nie ten cholerny urlop, który miałem. A że na urlopie człowiek ma więcej czasu na myślenie, to zrobiłem sobie rachunek sumienia i wyszło mi….
Że przez 5 dni urlopu nie zrobiłem nie zrobiłem praktycznie nic. Przeczytajcie i powiedzcie – tak jak ja uważacie, że w moim życiu nie ma na nic czasu?
Poniedziałek: czas dzielę między facebooka, resztę internetu, spanie a TV. Czasu brak właściwie na wszystko.
Wtorek: udało mi się pobiegać. W końcu we wtorki jest Wieczorne Bieganie w Szczecinie. Przebiegnięte 8 kilometrów. Potrzebny czas ? Jakieś 60 minut. Pozostałe 23 godziny wykorzystałem na internet, spanie, telewizję i facebooka. Dużo facebooka.
Środa: Nie ma ćwiczeń. Jest za to McDonalds, piwo i czipsy. Aktywność fizyczna ? Nie było czasu…
Czwartek: wróćcie na chwilę do środy. Już? Czwartek był dokładnie taki sam. Z tym, że piwo zastąpił Ballantines. I dużo coli. Poćwiczyć nie zdążyłem.
Piątek: W piątek nie dałem rady zacząć. Zresztą, przed weekendem ?
Natomiast w sobotę, niedzielę i poniedziałek (poniedziałek wolny bo lany) udało mi się:
– przejechać 21 kilometrów na rowerze (w dwóch podejściach, pomiędzy jednym a drugim podejściem była przerwa na lody, mniam);
– przebiec około 20 kilometrów (w ciągu dwóch dni, bez przesady, to nie półmaraton);
– podźwigać trochę ciężarów – wprawdzie w domu i to oglądając jednocześnie House of Cards – ale ćwiczenia to ćwiczenia.
– zacząć program 100 pompek (pewnie i tak go nie skończę, ale zacząć po raz piąty w życiu zawsze można)
A ile mi to zajęło ?
Cztery z 72 godzin.
Dokładnie tyle. Na bieganie, jazdę na rowerze i pompki poświęciłem niecałe 4 godziny. Na resztę życia pozostało mi 68 godzin.
A jednocześnie pod koniec urlopu mogłem powiedzieć, że ostatnie dni miałem (jak na mnie) – szalenie aktywne.
Poświęcając na wszystkie ćwiczenia JEDNĄ OSIEMNASTĄ całego czasu.
Luuuuudzie.
Uwierzcie mi. Czasu jest mnóstwo. Ja już to wiem.
Teraz pora na was.
Z podziękowaniami za uwagę i wasz cenny czas.
Jacek
Świetne spostrzeżenia, zgadzam się ze wszystkim. Wystarczy planowanie dnia w notesie zacząć od treningu i okazuje się że na inne rzeczy też jest czas. Moja nauczycielka w szkole zawsze powtarzała ” Im więcej macie obowiązków, tym lepiej się uczycie ” – może coś w tym jest :)
Co do tej nauki to polemizował bym :) co za dużo to też niezdrowo. Ale fakt, jak pomyślę ile godzin w ciągu dnia mi przepada to aż się łapię za głowę.