Słuchaj, a może Ty byś jednak nie pobiegł w tym półmaratonie? – Zapytała P. – To w końcu już za tydzień, a ja nie pamiętam, abyś jakoś specjalnie się ostatnio przygotowywał..
– O czym ty w ogóle do mnie rozmawiasz kobieto! Zaperzyłem się. Przecież do półmaratonu jestem przygotowany jak nigdy! W końcu mam:
Gorące samojebki
Najlepsze końskie sterydy prosto z Rosji
i przede wszystkim nowe buty
(bo przecież jak każda kobieta wiem, że na zły humor najlepsza jest nowa para obuwia… biegowego). Po co mi forma, mam buty!
A ostatnio biegałem dystans dłuższy niż 5 kilometrów… E… O ja jebię, znowu jestem w czarnej dupie!
– No i widzisz! – P. spojrzała na mnie jednocześnie wyniośle, z troską i triumfem w oczach (taka kombinacja jest możliwa tylko u kobiet) – Ja Ciebie z trasy znosić nie będę!
Tak więc, chyba czas w końcu zabrać się za treningi! Niestety, plan „Półmaraton w półtora tygodnia” nie istnieje (#potwierdzoneINFO) – wiem, sprawdzałem.
Na szczęście w tym roku na trasie biegu pojawić ma się rekordowa liczba osób – będzie ponad 2000 biegaczy – więc może nikt mnie nie rozpozna ;)
Tymczasem muszę lecieć – nie mam dziś czasu na spanie, pisanie ani jedzenie. Forma przed Gryfem sama się nie zrobi.
A za rok na pewno zacznę wcześniej*
(*żarcik taki).
A co z kolanami? Wyleczyles kontuzje?
KD – kontuzje wyleczył mi fizjoterapeuta. Nie dawałem temu żadnych szans, ale dwa 45 minutowe seanse masażu wyleczyły moje kolano na dobre. Uwierzyłbyś :)? A Ty, biegniesz w Gryfie?
Udział zamierzam wziąć.
Tydzień temu 24.08 w Ciechocinku biegłem połówkę- podczas biegu i pobiegu rozpadało się dość mocno. Od poniedziałku czułem się średnio- poza zakwasami- zaczęło mnie gardło boleć, później zacząłem kichać i mój występ w Gryfie stał pod znakiem zapytania. Czekałem więc do ostatniego terminu na dokonanie wpłaty (środa 27.08) . Okazało się, że firma rejestrująca uczestników zamknęła płatności 26.08 i nie było już możliwości przelania kasy. Po telefonie do organizatora, który jakoś nie widział problemu (zapłacone już za 2000 uczestników to co się będzie przejmować jakimiś kilkudziesięcioma osobami). Dostałem informację żeby przyjść osobiście w godzinach otwarcia biura przy Urzędzie Miasta. No i jestem na miejscu w piątek 14:10 (biuro czynne od 14) i jestem w kolejce…..dwudziesty. Kolejka się ślimaczy po czym po 15 minutach Pani zapisująca stwierdza, że już nie ma miejsc. Po chwili zmieniła zdanie i powiedziała, że zostało ostatnie 13 pakietów startowych. Każdy się w kolejce nerwowo odlicza, po prostu dramat. Okazała się, że po ponad godzinie stania dostałem pakiet. Mało ciekawe rzeczy pojawiły się w starterze- koszulkę można od razu komuś oddać albo nosić „po domu”.
Także po wielkich trudach biorę udział, mam pakiet i tylko leczyć się jeszcze muszę bo kicham i mam katar. Węglami się ładuję i czuję powoli moc, ale mam nadzieję, że symptomy przeziębienia miną.
A za tydzień… witaj Piło- tam to dopiero dam czadu :-)
Tak to jest jak się amatorzy chcą brać za prawdzie bieganie…
No tak, zapomniałem, bieganie jest tylko dla zawodowców :P
Nie, NIE, NIEEEE jak mogłem zapomnieć o kompresach :D jutro jadę kupić :)
Ale żeby tak do maratonu bez większego przygotowania… uuu, koleżanko – szacunek ;)
Przecież kompresy to mast hew! :D
Jaki tam szacunek. Głupota… ale jakieś przygotowania są (teoretycznie od maja, ale to takie niewiadomoco o kant dupy bo nadal 20 km nie udało mi się przekroczyć). Półmaraton jest w ramach treningu. Dotrę do mety – żywa lub martwa :D
Co prawda debiutuję w Pile, ale u mnie to wygląda mniej więcej tak samo – samojebki, wiadro tabletek, nowe buty i nawet skarpety kompresyjne (tyle kasy na nie wywaliłam że liczę na to że pobiegną za mnie). A w październiku jeszcze większa zabawa. Debiut w maratonie. Tu już mi chyba nic nie pomoże.