Czasem jest taki dzień, że człowiek ma po prostu ochotę wstać rano, zjeść porządne śniadanie a następnie trochę sobie pobiegać. Czasami nawet taki dzień pokrywa się z dniem, kiedy akurat odbywa się jakaś impreza biegowa. Dlaczego by więc nie połączyć tych dwóch wydarzeń?
Podążając za tym tropem, wybrałem się na ..
Bieg 4 Grand Prix Szczecina Maratończyk Team
Coś mi się tam kołatało z tyłu głowy, coś dzwoniło na Facebooku ale i tak zupełnie zapomniałem, że niedzielny bieg miał być biegiem wyjątkowym. Jednak idąc (jak zawsze spóźniony) z parkingu na polanę przy Arkonce nic jeszcze nie wskazywało na to, że za chwilę zastanę tam… lepiej napiszę, kogo nie zastałem.
Na miejscu nie było smutasów, zamulaczy, protestujących górników ani ludzi wiecznie niezadowolonych.
Byli za to księża, dinozaury, osy, diablice, siostry zakonne, kilku zbiegłych z więzienia skazańców oraz mnóstwo innych dziwnych postaci.
I przysięgam, wczoraj nic nie piłem!
Po prostu 4 bieg Grand Prix Szczecina był biegiem karnawałowym i dlatego wszyscy postanowili przyjść w przebraniach.
Niektórzy przebrali się nieco inaczej niż zwykle a cała reszta (w tym ja) przebrała się za biegaczy.
Nie muszę chyba pisać jaka w związku z tym panowała atmosfera – co chwila ktoś wybuchał śmiechem albo obracał się zaskoczony na widok więźnia, wyglądającego, jakby przed chwilą zwiał z kamieniołomów, osy, albo brodatego biskupa, który przy bliższej obserwacji okazywał się być … kobietą (APOKALIPSA!).
Ba, biegacze są raczej przyzwyczajeni do takich akcji (dziwniejsze rzeczy się na biegach widywało), ale miny spacerowiczów były po prostu bezbłędne. Paniom opadały szczęki a jednocześnie musiały podtrzymywać szczęki swoich towarzyszy, którym szorowały one po ziemi.
Dzięki tej atmosferze oraz dzięki temu, że na miejsce przybyłem jak zawsze spóźniony, czas do startu minął jak z bicza strzelił (nie, nie było żadnych kowbojów) i jak zawsze parę minut przed 11 wszyscy zaczęli ustawiać się na starcie.
Gdy usłyszeliśmy wystrzał (starter nie był przebrany a szkoda – przecież pistolet w dłoni daje tyle możliwości kreatywnego stroju) targały mną sprzeczne uczucia.
Z jednej strony mówiłem sobie – Jacek, dasz radę, w końcu to tylko pięć kilometrów a trasę znasz jak własną kieszeń w biegowych rajtach (mała jest, znaczy się kieszeń).
Z drugiej strony biegłem na totalnej świeżości. W styczniu przebiegłem do tej pory raptem niecałe 10 kilometrów (ostatni raz buty biegowe miałem na sobie TUTAJ) więc prawdę mówiąc czułem się nieco niepewnie.

to chyba moje pierwsze zdjęcie W ŻYCIU na którym moje obie nogi są nad ziemią. Po prostu MUSIAŁEM je wrzucić (mam nadzieję, że Pan przede mną nie ma mi za złe)
Jednak jak to mówią po wyborach do Sejmu „głupi ma zawsze szczęście” i dlatego trasę przebiegłem bez niespodzianek i dramatów w całkiem przyzwoitym, jak na tak długą absencję czasie niecałych 28 minut.
Co ciekawe, sporo osób już tam na mnie czekało (więc jednak nie wszyscy lenią się zimą!) rozgrzewając się wodą z sokiem i pałaszując krówki, które przygotowali organizatorzy.
Podczas biegu było sporo czasu na zastanowienie, tak więc na tych, którzy stwierdzili, że nic już im nie pomoże czekały diablice a ci, którzy preferują nieco inne klimaty mogli jeszcze próbować się ratować i szukać rozgrzeszenia u przedstawicieli kościoła. I niech ktoś mi teraz powie, że w niedziele trzeba iść do mszę, skoro Grand Prix Szczecina oferuje to samo, a nawet znacznie więcej.
Zaletą przybiegania na metę blisko końca stawki jest fakt, że nie trzeba długo czekać na innych zawodników. Dlatego też, ledwo zdążyłem nieco odsapnąć po biegu na metę wtargnął ksiądz biskup oraz siostra zakonna w towarzystwie skrzydlatego labradora (przysięgam, nic nie piłem)
i chwilę potem rozpoczęło się uhonorowanie zwycięzców..
oraz losowanie nagród.
Nie wiem dlaczego, ale kiedyś na Grand Prix losowanie nagród wzbudzało chyba w ludziach większe emocje. W poprzednich edycjach gdy dochodziło do losowania butów biegowych w tłumie słychać było szmer butybutybutybuty a zwycięzcy zbierali gromkie oklaski. Teraz jakoś towarzystwo się trochę uspokoiło – a może to niska temperatura chłodzi nastroje?
Zobaczymy na kolejnym Grand Prix Szczecina, które odbędzie się już 8 lutego. A tymczasem widzimy się na biegowych trasach! Bo zima nie zima – chyba czas w końcu zacząć biegać, choćby po to, aby przegonić biskupa :)
PS: bym zapomniał. Jeśli macie ochotęna więcej zdjęć, koniecznie zajrzyjcie do albumów na profilach Dulny Foto oraz Noana & Aero Photo. Do 26 stycznia do godziny 20 można też głosować na najlepsze przebrania z biegu - więc do roboty! PS2: W tej relacji wykorzystałem wyjątkowo dużo bezpośrednich zdjęć różnych osób, czego zwykle unikam. Po prostu było tyle genialnych przebrań, że inaczej nie mogłem. Gdyby komuś z Was nie podobało się, że umieściłem jego zdjęcie w relacji - dajcie znać!
Witaj w klubie posiadających zdjęcie „w biegu” :D
w końcu, w końcu w końcu! oderwałem się od ziemi :)
bo za dużo KFC! :D
a ostatnio jeszcze Mc Donald’s …damn…
To był skrzydlaty Golden Bruno :) a nie labrador :) ale spokojnie. ..zostanie Ci to wybaczone. Wystarczy, że przebiegniesz dziś 15km na okoliczność pokuty. Pozdrawiam. Siostra Agnieszka i Bruno (fb/Biegnij Bruno) ;)
Siostro wybacz błąd, Bruno, Ty wybacz tym bardziej. Pokutę odprawię, ale może jutro, w końcu pokuta nie zając, nie ucieknie :P