Detektyw Nowak nie miał łatwego poniedziałku. Trafiła mu się sprawa, o której już teraz wiedział, że spędzi mu sen z powiek przynajmniej do wiosny. Do wiosny, a przecież ledwo co zaczął się luty! Sytuacja wyglądała następująco – od pewnego czasu ludzie, którzy w poszukiwaniu świeżego powietrza wybierali się do Lasku Arkońskiego wracali stamtąd jacyś odmienieni.
Niektórzy chodzili jacyś dziwnie przygarbieni, byli tacy, którzy kuleli, jeszcze inni narzekali na niesamowity ból w okolicach dupska.
Nikt jednak nie chciał przyznać co go spotkało, tak jakby ludzie wstydzili się opowiedzieć o swoich przeżyciach. Co takiego mogło ich tam spotkać? – głowił się Nowak. Napad rabunkowy? pobicie? A może atak zboczeńca? Tak, to zdecydowanie będzie bardzo…
ŚLISKA SPRAWA
czyli Piąte Biegowe Grand Prix Szczecina
O co chodzi z tymi bolącymi siedzeniami? W zeszłą niedzielę postanowiłem to sprawdzić. I chociaż strasznie nie chciało mi się porzucać ciepłego miejsca pod kołdrą, to błękit nieba, który zobaczyłem za oknem zaraz po przebudzeniu sprawił, że zwlekłem się z łózka, zjadłem porcję makaronu i przed jedenastą wyruszyliśmy razem z P. na Biegowe Grand Prix Szczecina Maratończyk Team.
Po dotarciu na miejsce puściłem się biegiem do biura zawodów, bo było już dosyć a ja wyjątkowo nie zapisałem się wcześniej. Głupio by wyszło, gdybym nie zdążył na start, prawda?
I tu natrafiłem na pierwszą poszlakę w sprawie.
O ile droga do leśnej ścieżki nie różniła się od wszystkich poprzednich razów, kiedy ją przemierzałem, to na pierwszej nieutwardzonej drodze spotkało mnie coś dziwnego.
Chociaż moje nogi przestawiały się z właściwą częstotliwością a głowa miała wrażenie, że nad wszystkim panuje to wcale nie poruszałem się do przodu! Co jest?!? Na szczęście mój analityczny umysł szybko odnalazł rozwiązanie zagadki – ścieżki wokół Arkonki były totalnie oblodzone! I chociaż główny trakt okrążający kąpielisko był posypany taką ilością piachu, że można by z tego usypać niezłą plażę, to praktycznie każda boczna dróżka była tak wyślizgana, że zamiast butów do biegania lepiej nadawały by się na nią łyżwy.
Na szczęście okolice startu były właściwie posypane, dzięki czemu wszyscy, którzy przybyli aby wziąć udział w biegu mogli przygotowywać się w komfortowych i bezpiecznych warunkach.
Muzycznym motywem tej edycji były „Hity naszej młodości, które każdy zna ale nikt się do tego nie przyzna” – tak więc przygrywały nam Brathanki, Norbi czy Perfekt. Muszę przyznać, że był to całkiem fajny pomysł, bo chociaż dłuższe słuchanie tego typu muzyki sprawia, że mam ochotę wyskoczyć przez okno, najlepiej ciągnąc za sobą fortepian (dlatego PROSZĘ! nigdy nie włączajcie w mojej obecności radia Złote Przeboje) to „na raz” takie kawałki wpadają w ucho. A co najważniejsze – kojarzą się z młodością (ach, ci „starzy” 30-sto latkowie).
Ale dosyć już tej muzyki, czas na start.
Gdy tylko przebrzmiał wystrzał startera, wszyscy ruszyli z kopyta (a raczej z buta). Jeszcze przed startem organizatorzy ostrzegali o śliskiej drodze dookoła jeziora Goplana, więc dopóki przyczepność na to pozwalała, trzeba było nadrobić ile się da.
I faktycznie, gdy tylko trasa biegu zboczyła z głównej drogi zaczął się…
TOTALNY – PRAWDZIWY – MAKSYMALNY – HARDKOR.
Jeśli kiedykolwiek biegaliście po lodzie, mając zerową przyczepność i czując jakieś 468 tysięcy razy, że za chwilę na pewno zaliczycie glebę – to wiecie co mam na myśli. Jeśli nie – wyobraźcie sobie, że w najbardziej śliskich butach świata zostaliście wypchnięci na najbardziej śliską podłogę w kosmosie, która w dodatku została polana olejem. Aha – i ta podłoga jest okrutnie wręcz nierówna.
Będę szczery – to był najtrudniejszy bieg w moim życiu.
Nie kondycyjnie – bo trasę pokonałem powolutki, tempem około 6.30 min/km co oznacza nieco szybszy trucht. Jednak przez cały czas walczyłem, aby utrzymać rozjeżdżające się nogi razem co poskutkowało tym, że byłem tak napięty, że gdy wreszcie opuściłem oblodzone leśne ścieżki i wpadłem na posypaną piachem drogę naokoło Arkonki to poczułem monstrualną ulgę.
Szczęśliwie, przez te pięć kilometrów ani ja (udało mi się nie przewrócić) ani inni (niektórzy czasami rzucali się niekontrolowanie na ziemię) nie doznaliśmy żadnych kontuzji ani poważniejszych uszkodzeń (no, może poza stłuczeniami kości ogonowej po szlifach, jakie niektórzy zaliczyli). I nagle doznałem olśnienia – oto rozwiązanie zagadkowego śledztwa! To nie zboczeniec atakujący od tyłu ani nie bezczelny rabuś – to lód czycha na osoby, które odwiedzają Arkonkę zimową porą. Lód, tez zimny skurczybyk – mam nadzieję, że niedługo ktoś go wykończy – gdybym miał obstawiać, postawiłbym na Słońce. Słońce jest spoko!
Gdy wpadałem na metę mijały akurat jakieś 32 minuty od startu (najgorszy czas w tym sezonie jak do tej pory) a z głośników przygrywał kawałek … „Słońce świeci nad nami”. Orkiestra, tusz!
Gdy ostatni biegacze doślizgiwali się do mety nastąpiło wręczenie nagród najszybszym łyżwiarkom biegaczkom…
…oraz biegaczom…
A przed tradycyjnym losowaniem nagród dla uczestników wręczono jeszcze nagrody dla wszystkich ,którzy w poprzednim, karnawałowym biegu wzięli udział w w przebraniach
I w końcu – wyczekane, wymarznięte losowanie. Niestety, szczęśliwiec, który tym razem wylosował buty miał wyjątkowego pecha – na czas losowania wyskoczył na chwilę do auta. Gdy wrócił, to nie dość, że wylosowane buty przypadły już komuś innemu, to na niego czekał jeszcze opieprz od żony
Masakra.. Zabiłabym się..