Gdy usiadłem przed komputerem, aby zabrać się za wpis na blogu sobie, że mało brakowało, a w ogóle nie pojawił bym się w ostatnią sobotę w Stargardzie Szczecińskim. Wszystko przez własną głupotę – kto to widział, aby o zakończeniu wydawania numerów startowych dowiadywać się na 40 minut przed faktem? Jeszcze raz potwierdza się to co pisałem już wcześniej przy okazji półmaratonu w Kołobrzegu – nie bądź Kenijczykiem i zawsze czytaj informacje przed startem!
W związku z tym, około 19:10 wyglądałem mniej więcej tak
I pomyśleć, że gdy zobaczyłem, że jest już tak późno to początkowo miałem zrezygnować! Ach, cóż to byłby za błąd – wtedy nie miał bym dla Was relacji z…
IX Międzynarodowego Biegu Ulicznego o Błękitną Wstęgę
Na początek przepraszam wszystkich mieszkańców i wielbicieli Stargardu Szczecińskiego, ale muszę to napisać – Stargard zawsze kojarzył mi się z miastem po prostu brzydkim. Czy ostatnia wizyta to zmieniła? Tego dowiecie się pod koniec relacji.
A teraz dowiecie się, że 20 czerwca w Stargardzie oprócz biegu na 10 kilometrów odbywała się także impreza dla rolkarzy (na szczęście wcześniej, więc nie trzeba było się z nimi przepychać) oraz Dni Stargardu. Natura pokarała ich (jeździć na rolkach zamiast biegać – sami sobie zasłużyli) i podczas gdy się ścigali deszcz lał niemożebnie. Aż trochę zrobiło mi się ich szkoda, ale w końcu kiedyś musi się wypadać abym ja mógł pobiec suchą stopą, prawda?
Gdy już przybyłem na miejsce i odebrałem numer startowy (swoją drogą słowa uznania należą się za organizację wydawania numerów – szybko, sprawnie i bez ścisku) wpadłem w klimat biegowo – imprezowo – festynowo – piwny. Towarzystwo, które można było spotkać w Stargardzie dzieliło się na ludzi, którzy przyszli aby pobiegać i na tych, którzy przyszli się najeb… napić.
Niedaleko startu znajdował się ogródek piwny a w nim scena, na której na żywo grano rockowe szlagiery. Towarzystwo, które się tam bawiło z ciekawością spoglądało na tych, którzy znajdowali się z drugiej strony ogrodzenia. A z drugiej strony znajdowali się…
Biegacze, wszędzie biegacze
Na tegoroczną edycję Biegu o Błękitną Wstęgę zapisało się prawie 1000 osób. Jeśli zbierzecie tysiąc osób w jednym miejscu, to w niewielkim mieście, takim jak Stargard może to zrobić wrażenie. Na lewo biegacze, na prawo też, a na wprost… a na wprost scena, na której trwała już rozgrzewka. Tradycyjnie prowadziły ją energiczne panie. Kobieca część publiczności ćwiczyła razem z nimi, natomiast mężczyźni rozgrzewali się od samego patrzenia.
Dodatkowo imprezę rozkręcał komentator, którego żart był momentami tak suchy, że nawet Karol Sztrasburger by się zakrztusił – na szczęście wokoło nie brakowało wody, więc szło wytrzymać.
Po wspólnej rozgrzewce na scenie pojawił się też zespół perkusyjny złożony … z osób głuchych i niedosłyszących. I szło im naprawdę dobrze! Gdyby dodać do tego wiertarki i trochę młotów pneumatycznych to wyszedłby z tego konkretny dubstep. A tak była fajna, rytmiczna muzyka.
A moja rozgrzewka? Proszę Was…
Nie tylko 3 zmiana startuje o 21
Chyba jeszcze nigdy nie stałem na starcie tak późno (no dobra, poza jednym, nocnym Wieczornym Bieganiem w Szczecinie). Co ciekawe, nikomu wcale nie chce się spać. Emocje sięgają zenitu, startujemy… a nie, zmyłka. Jednak jeszcze nie startujemy. Jak ja kocham takie momenty! Serio. Acha, przed startem puszczają nam jeszcze biegową piosenkę – coś między Piratami z Karaibów a Gwiezdnymi Wojnami. Wpada w ucho. Na szczęście na krótko.
No dobra, 3 minuty później jednak startujemy.
Trasa wiodąca jedną z głównych ulic Stargardu Szczecińskiego (ŻARTOWAŁEM – Stargard ma tylko jedną główną ulicę) jest fajna i niefajna zarazem. Fajna bo prosta, praktycznie bez większych podbiegów, sporo odcinków z lekkiej górki.. A niefajna, bo trzeba przebiec ją dwa razy.
Pierwsza prosta idzie mi jak zwykle dosyć opornie. Przed nawrotką (rozegraną nieźle, bo po dużym łuku, nie trzeba się tłoczyć) z naczepy rżnie heavy metal. To Stargardzki zespół Cry On – mimo, że na co dzień moje gusta muzyczne oscylują raczej z dala od dna piekła i temu podobnych klimatów to ta muzyka daje niezłe pierdolnięcie i dzięki niej wchodzę w rytm, który pozwala mi osiągnąć tempo około 5 minut/kilometr.
Dla niektórych to prędkość spacerowa ale ja czuję się jak Bolt. Thunder-Bolt. Usaina już dawno zostawiłem z tyłu… A tu macie próbkę twórczości Cry On – klikać, oglądać, udostępniać bo dzielnie nas dopingowali!
Nie wiem dlaczego, ale do drugiej nawrotki biegnie mi się straszliwie długo. A jak pomyślę, że po tym wszystkim będę musiał jeszcze zawrócić i pokonać trasę jeszcze raz to już w ogóle opadam z sił. Na szczęście gdy już zawróciłem moc powróciła i pierwsze okrążenie pokonałem całkiem żwawo. We wbiciu w tempo pomagał ten sam zespół, który wcześniej na scenie tworzył drumowo – dubstepowy klimat.
A okrążenie drugie było już tylko formalnością – w końcu znałem trasę, po 5 kilometrach dopiero powoli się rozgrzewałem a poza tym biegnąc mogłem obserwować OSOMowy team, który zarażał wszystkich swoją pozytywną energią obstawiając tył peletonu. Nie dlatego, że nie nadążali. Dlatego, że mogli :) ot tak, po prostu.
Przed metą łamię swoje postanowienie (ja się nie ścigam!) i ŚCIGAM SIĘ. Ja pierdzielę, jakie to przyjemne wyprzedzić sprintem jeszcze trzy osoby! Linię mety mijam po 54 minutach z sekundami – wiem, czas godny emeryta (nie prawda, biegacze po 60tce są szybsi) ale ja i tak jestem szczęśliwy. Jeszcze tylko kilka fotek…
i kolektywnie czekamy na….
Nagrody, ciągle nagrody
Open mężczyzn (pomimo ukraińskiej konkurencji BIEG WYGRAŁ POLAK! I to ze Stargardu! Brawo!), open kobiet, najmłodszy i najstarszy zawodnik, najlepsi w grupach wiekowych, najlepsi pracownicy słuzb mundurowych… Nagród było DUŻO.
A na koniec jeszcze losowanie – cóż, szans na wygraną było naprawdę wiele. Co nie znaczy, że coś wygrałem (nie wygrałem). Chociaż wyobraźnię biegaczy rozpalał naturalnie zegarek Garmina to po drodze można było jeszcze zgarnąć Multicooker (co to w ogóle jest?!?), blender lub.. worek prezentów z zestawem długopisów. Często dopada mnie refleksja – czy lepiej aby nagród było dużo i bez sensu, czy może tym, którzy liczą na swoje szanse w losowaniu bardziej spodobały by się np. buty, zegarek i koniec losowania? W tym wypadku zdecydowanie wybrałbym drugą opcję, bo gdy rozlosowywano ostatnią nagrodę (czyli właśnie zegarek) była już prawie północ a ja byłem zmarznięty, zmęczony i zdrętwiały. A przecież jeszcze pokaz sztucznych ogni!
Czy Stargard Szczeciński jest brzydkim miastem?
Relacja zbliża się już ku końcowi, więc czas udowodnić lub obalić tezę, którą postawiłem na początku tego tekstu. Otóż Stargard brzydkim miastem jest. Wystarczy zboczyć z głównej ulicy i zapuścić się nieco na tereny post – przemysłowe, gdzie teraz mieszczą się magazyny i firmy. Skąd wiem? Nie raz miałem okazję zwiedzać te tereny służbowo.
Stargard udostępnił całą ulicę a półmaraton gryfa w Szczecinie porażka jeden pas już nie wspomnę że z półmaratonu to tylko nazwa została bo brakło asfaltu a niby takie duże piękne miasto =-O
zobaczymy co pokaże nowy organizator półmaratonu – ja daje im kredyt zaufania i wierzę, że będzie super!
A ja jak kończyłem pierwsze kółko to jeszcze przed wiaduktem wyskoczył mi na drogę jakiś młody nawalony/nacpany gosc mający gdzieś biegaczy. Aby nie doszło do zderzenia w ostatnim momencie odepchnalem go bo inaczej byłoby zderzenie ciężarówki Man z oplem corsa ( ta ciężarówka to ja)
Pewnie wyszedł z tych bocznych, ciemnych uliczek
Szczęście ze tylko rzuciłem k..wą pod nosem i nie wybiłem się z rytmu. Taka sytuacja…
Dobrze, że nic się nie stało, ale to zderzenie pijanej, zadowolonej z siebie Corsy z rozpędzonym Manem mogło by być ciekawe ;) może Corsa nauczyła by się gdzie jej miejsce :P
Hehe, Corsa była zatankowana jakimś chrzczonym paliwem :-)
Jaki czas emeryta? Dobry jest! Mój podchodzi pod zwłoki :D
gdybyś zobaczyła, jakie czasy mieli zwycięzcy kategorii 60 i 70+ to zrobiło by Ci się wstyd, tak jak i mi się zrobiło :) trzeba trenować, co by za 30 lat też biegać dychę w 37 minut :)
Z połówki w kwietniu wracałam tramwajem z wolontariuszkami i jednym uczestnikiem. Pan na pewno 60+. I tak sobie rozmawiają o biegu, i nagle pan wypalił że miał czas 1:20 (jakoś tak). W tyle to ja 12-13 km robię przy dobrych wiatrach :D Zapięłam kurtkę żeby nie było widać medalu że ja też z połówki tak w razie czego gdyby o czas pytali :D
A za zdjęcia jak zawsze wypada podziękować:
Dulny foto – KLIKAMY!
oraz
Noana&aero photo – I JESZCZE RAZ KLIKAMY.
DZIĘ-KU-JE-MY!