Strasznie się ostatnio dużo mówi i pisze na temat biegowych oszustów (są tacy, serio, nie żartuję!).
Temat wywołuje naprawdę dużo emocji. Wszyscy zdążyli już wrzucić teksty na blogi, przemyślenia na facebooka a tutaj ciągle nic. Nie znaczy to jednak, że temat zupełnie przeszedł mi bokiem, nic z tych rzeczy.
Bo mimo wszystko, trochę mnie to wszystko ruszyło.
Biegowi Oszuści
Oszustów jest kilka rodzajów, a każdymi kierują nieco inne pobudki. Na początek, tak tylko na chwilę na tablicę idą ci, którzy biegają…
…Na dopingu – taki sport to nie sport
Właściwie nie miałem zamiaru pisać o biegaczach na dopingu. Problem jest stary jak sam sport (no dobra, może tak stary jak fiolka i strzykawka wycelowana w wysportowany pośladek). Bądźmy szczerzy – czy wszyscy byli naprawdę na tyle naiwni, żeby uwierzyć, że „zawodowcy” jeżdżący od zawodów do zawodów, biegający dla sponsora, który ciągnie z nich profity biegają w 100 % na czysto?
Wiem, że organizatorów zapewne na to nie stać, ale prawda jest taka, że wszystkim, którzy zdobyli miejsce na podium w biegach z wartościowymi nagrodami (pytanie jeszcze co dla kogo jest wartościowe) powinna być z miejsca wręczana butelka (Panie miały by ciężej..) – szybki siczek i na testy. Wykryto wspomaganie? Biegaj dalej drogi przyjacielu, ale choćbyś przybiegł pierwszy to twoje miejsce zawsze będzie już poza oficjalną klasyfikacją. Sprawiedliwie?
Jak dla mnie doping jest zaprzeczeniem wszystkiego co jest ważne w sporcie. Jaki jest sens dawać z siebie wszystko, wynosić się na wyżyny ludzkich możliwości i badać gdzie jest granica tego, co możemy osiągnąć, skoro za chwilę ktoś osiągnie to samo (a nawet więcej) grając nieczysto.
O ile jestem w stanie zrozumieć, skąd wziął się doping w sporcie zawodowym (KASA MISIU, KASA) ale w amatorskim bieganiu?!? No ale ja jakiś dziwny jestem i biegam dla przyjemności, formy i żeby zrzucić w końcu ten zimowy zestaw ogumienia z okolic pępka.
…Na skróty, na dwa chipy, na gender
Poza oszustami zawodowymi są jeszcze oszuści amatorzy – którzy raczej nie mają szans na nagrody, nieważne ile by przykoksowali.
Po ostatnim Biegu Gaz System w Goleniowie (11 listopada) głośno się zrobiło w Szczecińskim biegowym światku o pewnej Pani, która skróciła sobie trasę tylko po to aby pochwalić się na facebooku lepszym o jakieś 10 – 15 minut czasem.
Smaczku sprawie dodał wg. mnie fakt, że, okazała się ona autorką całkiem popularnego na facebooku profilu, którego z litości nie będę wymieniał z nazwy (żartowałem, to Fit&Run – swoją drogą czy FIT i RUN to jakieś magiczne słowa, które są kluczem do facebookowego sukcesu?) a dopóki cała sprawa nie wyszła na światło dzienne chwaliła się swoimi wynikami na facebooku właśnie. Dla tych, którzy o sprawie nie słyszeli dodam tylko, że nie chodziło tu o finisz w czołówce ani o miejsce na podium. Nasza „bohaterka” i tak nie stanęła na pudle. Więc po co? Trochę się domyślam, ale o tym za chwilę.
Nie minęło kilka dni a na innym biegu pojawili się panowie biegnący z numerami (i chipami) pań. Być może cześć z nich zrobiła tak, ponieważ czuli się kobietami (gender wprawdzie nie jest tak na topie jak jeszcze rok temu, ale modny trend to modny trend). Część zapewne pobiegła pod nieswoim numerem, bo zapisana osoba nie mogła, w ostatniej chwili oddała pakiet – a pech sprawił, że ten kto go przejął miał akurat jeden inny chromosom, więc zamiankę było bardzo łatwo zauważyć.
Ale żeby kobieta, za którą pobiegł facet odbierała potem nagrodę za przybycie na metę w czasie lepszym od innych Pań? Albo chwaliła się życiówką? Ludzie, przecież to głupota i to w dodatku tak niskich lotów, że aż szorująca spasionym brzuchem po ziemi. Pomijam już to, że odbieranie nagrody na którą się nie zapracowało to najzwyczajniej w świecie oszustwo.
Jeszcze inni biegają z dwoma chipami – w ten sposób męczy się tylko jedna osoba a dobry czas kręcą aż dwie! Ciekawe tylko czy taki „podwójny” zawodnik pilnuje potem na mecie aby nogę ze swoim chipem przestawić jednak jako pierwszą – skoro biega za dwóch, to chyba pierwszeństwo na mecie mu się jednak należy.
Zastanawiające jest jedno – skoro ci wszyscy ściemnieni biegacze, którzy oszukują tylko po to aby dobiec na metę te kilka/kilkanaście minut wcześniej nie wygrywają w zasadzie żadnych nagród, nie dostają zaproszenia do Pytań Na Śniadanie ani nawet do Kuchni Lidla, to po co właściwie zadawać sobie tyle trudu i jednocześnie narażać na ryzyko wykrycia?
Myślałem, myślałem i wydaje mi się, że wymyśliłem – powodem są…
Lajki, uwielbienie i wieczna (nie)sława
Pozytywnych efektów biegania jest mnóstwo – spalają kalorie, tłuszcz płonie, kondycja coraz lepsza no i te endorfiny – sama radość.. Ale ten sport ma jeszcze jedną bardzo potężną moc – otóż wyzwala w nas niesamowitą chęć aby się z kimś jeszcze tą radością podzielić. Czy to przez wrzucenie zrzutu ekranu z Endomendy, samojebkę na Instagramie lub facebooku, I wtedy może pojawić się problem.
Znajomi już się przyzwyczaili, że biegasz i nie podniecają się każdym zdjęciem z treningu?
6:40 na kilometr nie wzbudza już niczyjego podziwu?
Ciężko tak przybiegać ciągle w 3/4 stawki?
I przede wszystkim – nie każde zdjęcie w stroju biegowym wrzucone na fejsa jest obsypywane dziesiątkami lajków? Tak, to chyba boli najbardziej.
Obserwuję facebooka już jakiś czas i widzę, że trend podąża w kierunku tego, aby cały czas dążyć do czegoś więcej. Pobiegłeś piątkę? Spoko, czas na dychę a to już będzie dobre przygotowanie do półmaratonu. Półmaraton? Królewski dystans? Fajnie, ale weź tutaj spójrz na moją fotkę z ostatniego Ultra. No nieźle, ale patrz na mój czas na pełnym Ironmanie.
Nie zrozumcie mnie źle, chęć progresu jest super i niesamowicie ją podziwiam. Niektóry moi znajomi, z którymi na początku ścigałem się przed metą są teraz takimi kotami, że oglądam ich właściwie tylko na starcie i potem na mecie, kiedy kibicują mi już wypoczęci, bo przybiegli tyle czasu przede mną (hej Ola!). Ja sam, chociaż biegam już spory kawał czasu (to będzie chyba z 4 lata) zatrzymałem się w biegowym rozwoju i czasami nawet tego żałuję.
Ale przez większość czasu biegam sobie dla przyjemności i aby spalić trochę kalorii. Udało mi się uczynić z tego moją pasję, którą z większymi lub mniejszymi sukcesami realizuję. Poznałem fajnych ludzi, z którymi mam o czym pogadać i którzy potrafią zainspirować. Choć ciężko uwierzyć w takie słowa w ustach kogoś, kto o bieganiu bloguje, to tak naprawdę mam szczerze wywalone na to, czy pod moimi zdjęciami będzie 5, 50, 500 czy zero polubień, bo tak właściwie to robię je dlatego, że czuję się dobrze a nie dlatego aby dopiero dobrze się poczuć.
Bo gdy zapomnimy o przyjemności płynącej z samego faktu uprawiania aktywności fizycznej i stanie się ona tylko powodem aby napędzać ruch na fanpejdżu, budzić podziw przed znajomymi czy okazją do zrobienia fajnego zdjęcia na Insta, to wtedy pozostają nam już tylko dwie rzeczy. Albo zawiązać sznurówki, podciągnąć nogawki i zacząć ciężko zapierdalać, tylko po to, aby zaspokoić własną próżność. A jeśli to nie wychodzi? Zacząć zamylać na okrążeniach, przekazywać czip szybszym znajomym albo zmienić płeć lub.. kolor skóry (Michael Jackson już próbował, nie wyszło). Jakby na to nie patrzeć efekt będzie smutny, bo zamiast czerpać ze sportu radość będzie on prowadził do frustracji (bo liczba polubień się nie zgadza).
Lokalny bieg to nie klasówka. Jeśli nie jesteście akurat przypadkiem polską czołówką biegaczy to na mecie nikt nie wystawi Wam ocen.
Więc skoro to nie sprawdzian to po co ściągać?
Ps: Jakoś nie znalazłem dla tego miejsca w tekście ale muszę napisać o jeszcze jednym zjawisku a mianowicie startowaniu bez numeru. Ludzie, opamiętajcie się. Czy jeździcie na gapę? Wchodzicie bez biletu do kina? Na koncert i mecz tylko przez płot?
Nie? To dlaczego w takim razie biegacie bez numeru startowego?
A jeśli te wszystkie zagrywki nie są Wam obce to przepraszam, ale chyba nie mam czego tłumaczyć.
0 komentarzy