Po co ja to zrobiłem, po co porwałem się na coś takiego, ja to zawsze wymyśle coś głupiego; dlaczego zawsze najpierw zrobię a potem pomyślę? Jak? Po co? Dlaczego?
Tak moi drodzy, dokładnie takie przemyślenia miałem dziś rano przed startem w 3 Biegu Grand Prix City Trail!
Skąd takie nastawienie?
A stąd, że ostatnio jestem niestety bardzo leniwy. Zimowa (taaa, zimowa, akurat) pogoda nie sprzyja treningom a szybko zapadające ciemności skłaniają mnie bardziej w kierunku ciepłej kołdry niż trzaskania kilometrów. Nie bez znaczenia jest też mój telefon, który z racji wieku rozładowuje się w najmniej oczekiwanym momencie a bieganie bez możliwości strzelania sobie samojebek to koszmar.
Sami więc rozumiecie, że mogłem mieć niejakie obawy przed pokonaniem dość wymagającej trasy Grand Prix City Trail, prawda?
WSZYSCY! biegają City Trail
Po przybyciu na miejsce – pierwsze zaskoczenie. Pamiętam swój udział w pierwszym czy drugim biegu City Trail, gdy impreza dopiero startowała w Szczecinie. Już wtedy osób było sporo, ale to co zobaczyłem teraz przerosło wszystkie moje oczekiwania. Znalezienie miejsca parkingowego graniczyło z cudem i w sumie byłem szczęśliwy, że nie musiałem stawiać auta pod outletem na Słonecznym.
Przeboje z parkowaniem sprawiły, że czas zaczął być już mocno napięty, więc ulicę prowadzącą do Szmaragdowego pokonałem lekkim truchcikiem (i już wiem, że jestem bez formy) ale i tak na miejsce startu wpadłem lekko spóźniony. Z tej okazji musiałem wysłuchać lekkiej reprymendy od Pani wydającej numery startowe (serio, jeśli po 10:30 biuro zawodów nie wydaje już numerów – to ich po prostu nie wydawajcie, po co te dziwne komentarze skoro i tak dostałem numer) ale z tego, co usłyszałem potem od weteranów cyklu to i tak miałem szczęście, bo spóźnialscy zazwyczaj faktycznie obchodzą się smakiem. Więc czuję się wyróżniony :D
Do startu..gotowi…
Hola hola, przed startem była jeszcze super rozgrzewka! Figur, które były podczas niej grane nie powstydziła by się niejedna sesja jogi. Szacunek dla tych, którzy potrafili je powtórzyć – ja pozostałem przy moim tradycyjnym kręceniu kostką, uff, ale się zgrzałem.
A w ogóle! Wiedzieliście, że na City Trail są już strefy czasowe? Bieg ma aż tylu uczestników, a ze względu na kilka wąskich gardeł na trasie organizatorzy zdecydowali się na taki ruch. Ja strategicznie ustawiłem się w ostatniej strefie, przecież zawsze mogę wyprzedzać, prawda?
Miałem też drugi, ukryty cel – wypatrywałem Jarka z dulny foto, który dla tego startu miał wyjątkowo porzucić aparat i założyć biegowe buty. Szukałem, wypatrywałem… i nic. Nie ma go, czy tak dobrze się zakamuflował (#KRUSZYNA).
Cóż, muszę startować bez Jarka (smuteczek).
Trasa biegu City Trail jest tak fajnie skonstruowana, że w kość najbardziej daje na samym początku. Po pokonaniu pierwszego kilometra (podbieg, zbieg, podbieg, zbieg…) byłem wypomopowany tak, że gdy zobaczyłem tą tabliczkę
byłem pewien, że to jakaś pomyłka. czułem się jak co najmniej po dyszce. Na szczęście kolejne kilometry są już bardziej płaskie i tym samym mniej wymagające – niekiedy mogłem nawet poświecić trochę czasu na rozmyślanie. I tak właśnie powstała moja lista…
czterech sposobów jak być oszustem biegowym na Grand Prix City Trail!
- przyczepić chipa gepardowi. Plusy: pierwszy na mecie i czas lepszy od Usaina Bolta. Minusy? Jak kurde przyczepić chip gepardowi? No i gepardy w puszczy bukowej mogły by wzbudzić pewne podejrzenia.
- Ta sama opcja, ale tym razem chip przyczepiam do rączego jelenia. Plusy? Świetny czas na mecie. Minusy? Sarny i jelenie bywają płochliwe, istnieje obawa, że swojego chipa znalazłbym na mecie.. ale biegu Kortza. I to za kilka miesięcy.
- Puścić przodem opłaconego Kenijczyka. Plusy oczywiste. Ale Kenijczycy w Puszczy Bukowej występują jeszcze rzadziej niż gepardy. Poza tym, bliskość Podjuch sprawiła by zapewne, że zamiast biegać rozpiłby się Bosmanami i zaczął rapować.
- Nie oddawać chipa nikomu, tylko uderzyć na skróty. Plusem jest lepszy czas na mecie i niezroszone potem czoło. Minusem jest fakt, że można łatwo się zagubić i gdy chcący oszukać zawodnik będzie błądził w jakimś poniemieckim bunkrze wśród hitlerowskich zombie (tak, grałem w to Call of Duty), reszta zawodników będzie już na mecie piła gorącą czekoladę w Szmaragd Cafe.
Jak widać, nie warto oszukiwać na Grand Prix City Trail w Szczecinie, no po prostu nie da się. A poza tym – PO CO? Podsumowując – oszukiwanie nie ma żadnych plusów! A minusy już Wam opisałem.
A że podczas przemyśleń czas szybko płynie, to ledwo zdążyłem się zamyślić (przy okazji pozdrawiam biegaczkę, która pozdrowiła mnie serdecznym OOO CZEEEŚĆ a gdy odpowiedziałem to okazało się, że to nie do mnie (ale o tak było mi miło) to minąłem tabliczkę wskazującą 4 kilometr. Na krótko przed metą jeszcze dodatkowa motywacja od Pana z wąsem i owczarkiem niemieckim (JACEK NO CO TY JACEK) – prawdziwie szekspirowski doping.
A przed samą metą jeszcze jeden smaczek – przed ostatnim zakrętem dopadł mnie nieco starszy ode mnie biegacz (na oko tak ze 60 lat) z pytaniem Z KTÓREGO REGIMENTU JESTEŚ ! Biegnij dla pułkownika … (tutaj przepraszam, ale zapomniałem godności szanowanego pułkownika, nazwisko było dość egzotyczne). Przyznam, e tak mnie to zbiło z tropu – niestety nie jestem z ŻADNEGO regimentu, że aż puściłem go przodem. Teraz myślę, że pewnie miał on taką taktykę oszałamiania innych zawodników i dzięki temu ich wyprzedzał. To jest dopiero pomysł!
META, ku chwale pułkownika!
Ku chwale wspomnianego wcześniej pułkownika wpadłem na metę po około 34 minutach od przekroczenia linii startu. A tam, wszyscy już oczekiwali… na Jarka Dulnego, który spokojnym tempem dokonywał biegowej inspekcji trasy. Gdy dobiegł do końca, w towarzystwie swojej małżonki czekał już na na nich tłum fotoreporterów – tym razem to on ma mnóstwo zdjęć z mety.
Fajnie, że organizatorzy postanowili w ten sposób docenić tego jakże zasłużonego dla szczecińskiego biegania człowieka, ale mam cichą nadzieje, że Jarek nie wciągnie się tak hardkorowo w starty w zawodach – w końcu kto mi będzie wtedy robił takie zajebiste fotki ;)
A na mecie na wszystkich czekały gorące napoje, izotonik oraz świąteczny pierniczek i ryżowe wafle (przez niektórych zwane też styropianem). Pierniczka nie zjadłem (walczę ze słodyczowym uzależnieniem, już niedługo będzie o tym tekst na blogu) a styropian? Ani tym domu nie ocieplisz, ani się nie najesz – ale fajnie się chrupie.
Więcej takich biegów
Chciało by się napisać, bo Grand Prix City Trail to naprawdę niesamowicie dobra impreza biegowa – zresztą najlepiej świadczy o tym ciągle rosnąca frekwencja na starcie i uśmiechy na twarzach biegaczy. Fajna, wymagająca trasa, dodatkowe atrakcje (przed biegiem głównym odbył się też bieg dla nieco młodszych zawodników) oraz przyjemne okoliczności przyrody – aż chce się więcej.
Chociaż wiecie co? Po co nam więcej takich biegów, skoro te które już mamy w Szczecinie są tak dobre, że w zupełności mi wystarczają. A Wam?
a skoro już poczytaliście, to teraz zajrzyjcie do galerii zdjęć z biegu autorstwa Piotra Krawczuka. Miłego oglądania!
Ooo… w internetach się pojawiamy nawet o tym nie wiedząc ;) Pozdrawiamy całym stadem :)
\
Tej, ale pora jest idealna do biegania bo nie ma śniegu po kolana i nie pizga mrozem że smarki zamarzają :P
Zamarznięte lepsze, bo nie dyndają pod brodą tylko wylatują ze świstem. Trzeba tylko uważać aby kogoś nie zranić takim pociskiem i problem z głowy :)