O! Witaj strudzony wędrowcze! A więc dotarłeś na jestesmyfajni.pl – usiądź wygodnie, proszę oto ciepły napój, wygodny fotel – odpręż się i przygotuj, bo zaraz opowiem Ci historię, która wydarzyła się dawno temu, w czasach gdy byłem jeszcze młody i generalnie mi się chciało.
Przyznam, że pamiętam, jakby to było wczoraj, a to głównie dlatego, że w sumie było to przed-przedwczoraj.
W tych zamierzchłych czasach postanowiłem, że zamiast siedzieć w sobotni wieczór w domu wybiorę się na bieg.
Bieg nie byle jaki, bo odbywający się w mieście, w którym nigdy jeszcze w życiu nie byłem, choć leży bardzo blisko Szczecina. Bo chociaż Stargard Szczeciński odwiedzałem wiele razy to w samym Stargardzie nie byłem jeszcze nigdy.
Tak, pierwszy raz od kiedy dokonała się ta wiekopomna zmiana nazwy Stargard Szczeciński na Stargard (teraz to brzmi zdecydowanie bardziej dumnie – coś jakby Bielsko – Białą zamienić na Bielsko albo Półtusk na CałyTusk) miałem okazję odwiedzić to miasto.
Z początku byłem dość nieufny – czy powinienem włączać GPS? Czy ulice w nowym mieście będą biegły mniej więcej tak jak w starym? I czy…
X Międzynarodowy Bieg Uliczny O Błękitną Wstęgę
spodoba mi się tak samo jak podobał mi się w zeszłym roku? (jak to nie czytaliście jeszcze zeszłorocznej relacji!?!)

tak było rok temu, byłem piękny, młody i miałem włosy (na klacie)
Cóż, jeśli chodzi o różnicę pomiędzy Stargardem Szczecińskim a Stargardem, to stawiam piwo, że nawet najbardziej wytrawne oko nie znajdzie ani jednej (poza nazwą cwaniaczki! to by było zbyt proste).
Muszę przyznać, że totalnie nie rozumiem tej zmiany. Tłumaczenia, które czytałem w prasie, że teraz miasto nie będzie już ograniczone nazwą kojarzącą się ze Szczecinem (a z jakim miastem miał się Stargard kojarzyć – ze Szczytnem? Szubinem? Szprotawą?) totalnie do mnie nie przemówiły.
Jako człowiek (wbrew pozorom) dość praktyczny, uważam, że była to sztuka dla sztuki, najtańsza kiełbasa wyborcza i to taka z gatunku mocno doprawianych – zmieńmy nazwę, bądźmy samodzielni. Jednak ktoś dał się na tą kiełbę z promocji złapać i tak, rok temu biegłem w Stargardzie Szczecińskim a w tym już tylko w Stargardzie. Szkoda, bo wszystko co szczecińskie zawsze dobrze mi się kojarzy.
I na tym mógłbym zakończyć wpis o biegu, bo akurat jeśli chodzi o trasę, organizacje i wrażenia z biegu to wszystko było tak samo. Czy to źle?
Zagraj to jeszcze raz, Sam
Rok temu bardzo mi się w Stargardzie (Szczecińskim) podobało. Bieg był zorganizowany wzorowo, nie było się do czego przyczepić. Może poza tym, że nic nie wygrałem, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda?
A że próbując poprawić coś, co jest dobre można wprawdzie osiągnąć sukces, ale jeszcze łatwiej zaliczyć totalną klapę, organizatorzy postanowili najwyraźniej podążyć sprawdzonym kursem i zorganizować wszystko jeszcze raz dokładnie tak samo.
Odbiór numerów i pakietów – w tym samym miejscu, dokładnie taka sama organizacja. I dobrze, bo gdy zwykle w takich miejscach panuje tłok i ścisk to tym razem przez biuro zawodów prześlizgnąłem się szybciej niż kostka smalcu przez zjeżdżalnię w aquaparku.

wydawanie pakietów odbywało się w klubie należącym do armii …

…nic dziwnego, że porządek był iście wojskowy
Pakiet? Jak rok temu – na bogato. fajna koszulka (hmm, kolor z czymś mi się kojarzy, będę strzelał – Wieczorne Bieganie w Szczecinie?) i plażowy ręcznik. Matko bosko, chyba będę musiał iść na plażę (czego szczerze nienawidzę) żeby trochę się z nim polansować! Dodajcie do tego wszystkiego trochę słodyczy i gustowną, żółtą reklamówkę z Netto – marzenie. I ładne i praktyczne i można opierdzielić na Allegro za co najmniej piętnastaka. Ja zatrzymałem. Będzie fajna pamiątka
Festyn w tym samym miejscu, scena w tym samym miejscu a na scenie ten sam zespół co rok temu, czyli rockowe szlagiery, które wszyscy znają i kochają, piwo szybko do nich wchodzi a jeszcze szybciej wychodzi. Nawet Toi – Toie stały tam, gdzie w zeszłym roku i dobrze, bo gdyby ustawili je dalej to mogło by dojść do tragedii.

co jak co, ale zdjęcie toi toi musi być
Trasa – chodzą słuchy, że organizatorzy mieli w planach przenieść Bieg o Błękitną Wstęgę na jakąś inną długą stargardzką ulicę. Po długich poszukiwaniach doszli jednak do wniosku, że zarówno w Stargardzie Szczecińskim jak i Stargardzie bezSzczecińskim nie ma innej długiej drogi. I tak oto trasa po raz kolejny została wyznaczona po… ulicy Szczecińskiej. Wow, czujecie ironię?
Aby przypadkiem nie ułatwić znalezienia różnic pomiędzy 2015 a 2016, tak samo jak rok temu przed biegiem wystartowali zawodnicy Nordic Walking.
A żeby wszystko nie było już totalnie tak samo, tym razem zamiast zespołu bębniarzy odbyła się rozgrzewka. Na moje, trochę to za bardzo przypominało aerobik, ale w sumie o czym ja się wypowiadam, skoro ja i tak się nie rozgrzewam..

Pan w zielonym! Halo, nie w tą stronę!
Było głośno, było energetycznie, było spoko.
Co do samego biegu – na samym początku postanowiłem pobiec totalnie na spokojnie. W końcu liczy się udział, prawda? Naturalnie zmieniłem zdanie po jakichś 100 metrach – tłumy wyprzedzających uczestników doskonale motywują do zwiększenia tempa.

zapomniałbym o fotce przed startem
Pierwszą nawrotkę pokonałem jeszcze dość spokojnie, ale potem zacząłem się rozpędzać (z górki było). Muszę z dumą przyznać, że poza 5 kilometrem, kiedy zgodnie z Endomondo niespodziewanie wystrzeliłem na chwilę w tempie 5:17 min/km (sam nie wiem czemu, przecież nic nie piłem) to przez cały bieg udało mi się utrzymać względnie równe tempo w okolicach 5:30 – 5:40 min/km.

Ci goście mieli tempo zdecydowanie lepsze niż 5:30 – muzyka szatana w sam raz do biegania
Możecie się śmiać, ale zaliczam to w kategoriach sukcesu. To tempo pozwoliło mi dokulać się do mety w 57 minut, co nie jest wynikiem rewelacyjnym (ba, to gorzej niż rok temu) ale jak na ilość czasu, który poświęcam na treningi to jestem względnie zadowolony (jest go mniej niż czasu, który poświęcam na pisanie, więc sami widzicie – mało). Plan minimum, który przyjąłem już po starcie, to złamać godzinę. Zakładane 60 minut pękło a ja nie pękłem nawet, gdy przebiegając pod wiaduktem wpadając w JEDYNĄ DZIURĘ NA CAŁEJ TRASIE, AAAA! wykręciłem sobie tragicznie kostkę. Szczęśliwie te kilka dni po biegu kostka jest cała, więc jednak głupi to ma zawsze fart.
Jeszcze kilka zdjęć z trasy…

ten to miał powodzenie wśród płci pięknej. Myślę, że mogę podać świetny sposób na biznes – wynajem bobasa z wózkiem na biegi – uwaga płci przeciwnej – gwarantowana
A co na mecie? A jak myślicie? (podpowiem – jak w 2015). Gdy już praktycznie wszyscy przekroczyli linię mety przyszedł czas na wręczenie nagród dla zwycięzców (w kategorii open i kategoriach wiekowych).
Wyjątkowo nie było losowania nagród – fanty przypadły tym, którzy przekroczyli metę na wytypowanych przed biegiem miejscach. Dzięki temu uniknięto długiego losowania – i dobrze. Oczywiście jeszcze jedna rzecz nie uległa zmianie – nic nie wygrałem.
Na koniec fajerwerki i do domu. Zupełnie jak rok temu.
Aby tradycji stało się zadość: bieg w kilku faktach:
Czas | 57:24 minuty |
Średnie tempo | 5:37 |
Najszybszy kilometr | piąty. szok. Nie pierwszy? |
Najwolniejszy kilometr | ósmy. Kto go wie dlaczego |
Buty | Adidas Ultra Boost – idealne na asfalt |
Czy lepsze jest wrogiem dobrego?
Biegi, w których ostatnio biorę udział zmuszają mnie do myślenia – czy jeśli dana impreza jest dobra, wszystko jest dograne na ostatni guzik a uczestnicy są zadowoleni i walą drzwiami i oknami jak na wyprzedaż w Lidlu to czy warto coś zmieniać?

szybka zmiana tematu – w zeszłym roku odkryłem w Stargardzie Outlet Piekarniczy. Całe pieczywo już chyba się wyprzedało, bo outlet dawno zamknięty, za to odkryłem kolejny sklep z ciekawą nazwą – BOBASIK. Nie bobas, nie bobasek – BOBASIK
Moim zdaniem tak, ponieważ mimo wszystko, każda taka impreza ma stałą grupę uczestników, którzy startują w niej co rok i po pewnym czasie mogą poczuć pewne zmęczenie, że rok w rok wszystko się powtarza się powtarza się powtarza (nie odnosicie czasem wrażenia, że w tym tekście też coś się powtarza?). Kiedyś zupełnie mi to nie przeszkadzało, teraz, gdy w niektórych biegach startuję już trzeci – czwarty raz taki stan rzeczy zaczyna trochę męczyć.
Nie zmienia to jednak faktu, że X Bieg o Błękitną Wstęgę jest świetnie zorganizowaną imprezą, której nie można zarzucić nic, poza tym, że już gdzieś to kiedyś widziałem.
Imprezę, tak samo jak rok temu oceniam na
bieganie to zdrowie, dobra kondycja i ruch