Dzień dobry. To ja. Zdziwieni?
Jakoś wcale mnie nie dziwi, że tak.
Kiedy w marcu, czyli jakieś cztery (CZTERYYYYYYYYYY!!!!!!!) miesiące temu napisałem, że będę miał nieco mniej czasu na blogowanie bo remont, zmiany i takie tam, nie myślałem, że w moim życiu rozpocznie się oficjalnie aż TAK WIELKI rozpierdol armagedon.
Serio, jeśli ktoś kiedykolwiek powie Wam, że:
- Sprzedający dom / mieszkanie ma wobec Was dobre zamiary, nie ukrywa przed Wami tego, że budynek aktualnie właśnie się wali i ogólnie wygląda na uczciwego człowieka;
- Agenci nieruchomości powiedzieli swoim klientom choć jedno uczciwe zdanie…
- … i zależy im aby znaleźć Wam jakieś fajne miejsce a nie tylko zgarnąć jak najwyższą prowizję;
- Remont można przeprowadzić i ukończyć w z góry założonych ramach czasowych…
- … i w określonym budżecie;
- Istnieją wykonawcy, którzy pracują uczciwie i bez chodzenia na skróty przez cały czas trwania prac (w tych górnolotnych słowach mam na myśli – nie opierdalają się aż miło)
- Na dmuchanym materacu można spać gdzie indziej niż na plaży i że gdzieś na świecie można kupić taki materac, z którego nie schodzi powietrze;
- Gdy remont już się skończy to wreszcie będziecie mieli spokój i brak problemów na długie lata
to wyśmiejcie go i potem profilaktycznie zacznijcie unikać bo albo jest bardzo naiwny, albo bardzo głupi, albo co gorsza jest członkiem jednej z opisanych wyżej grup zawodowych (a kysz!).
Teraz, po przejściu wszystkich tych kręgów piekła zwanego remontem, gdy jestem mądrzejszy i bogatszy w doświadczenia, o których zapewne zdążę do czasu kolejnego remontu kilka razy zapomnieć mogę wrócić do pracy nad blogiem, tak więc spodziewajcie się, że gdzieś jakoś niedługo zaczną się tu pojawiać nowe teksty.
Witamy z powrotem!
To wykańczałeś mieszkanie czy siebie?