Za napisanie tego wpisu zabierałem się tak mniej więcej trzech miesięcy i szczerze mówiąc nie miałem pojęcia co tu będzie. Dlatego też, postanowiłem po prostu usiąść i zacząć pisać, bo to chyba najlepiej mi wychodzi – w przeciwieństwie do jakiegoś twórczego planowania, spisów treści czy postów, które obmyśla się całymi dniami.
To, że blog leży ostatnio i kwiczy jak prosię, nie stanowi chyba dla nikogo żadnej tajemnicy. Dla tych, którzy nie znają mnie osobiście większą niespodziankę może stanowić, że niedługo ja też zacznę kwiczeć jak prosi, którym zapewne niedługo się stanę, jeśli tylko będę zapuszczał się tak konsekwentnie, jak to robiłem przez cały 2019. O wszystkich przyczynach tego stanu rzeczy pisałem już na początku roku TUTAJ, więc po co się powtarzać.
Dość powiedzieć, że ostatni rok mojego życia jest najlepszym dowodem na to, że to motywacyjne gówno, które wciskają ludziom coache, trenerzy personalni i inni spece od rozwoju to nic więcej jak.. gówno (wow, poradnik jak użyć słowo GÓWNO w zdaniu dwa, a nie, już trzy razy – część pierwsza). Dlaczego? Bo jestem żywym przykładem tego, że nie wystarczy mocno chcieć aby się spełniło. Gdyby tak było, to już dawno przebiegłbym maraton (ba, na pierwszym miejscu), byłbym wyrzeźbiony jak kulturysta a ja zaliczam raczej jedno z najgorszych kondycyjnie i sprawnościowo lat życia – gdzie wszystko mnie boli, ciągle coś strzyka i często czuję się jak starzec.
Ba, jest nawet gorzej, bo pracuję teraz z człowiekiem, który ma ponad 70 lat i czasami wydaje mi się, że jest w lepszej formie ode mnie.
Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio biegałem, i dlatego postanowiłem sprawdzić to w Endomondo , niestety okazało się, że nie jestem zalogowany i z jakiegoś dziwnego powodu nie mogę zalogować się ponownie. Na szczęście jest też dostęp przez przeglądarkę, ale nie wiem, czy chciałem wiedzieć to, co tam zobaczyłem. Okazuje się, że w całym 2019 przebiegłem…. 5 kilometrów, w czerwcu. Wow, to chyba już nie może być blog o bieganiu, prawda? Może przestawię się na szafiarstwo, albo porady finansowe.. Naturalnie nie znam się ani na jednym, ani na drugim, ale hej, bycie blogerem zobowiązuje.
Ale głód pisania gdzieś tam we mnie pozostał, i chociaż (jak do wszystkiego w życiu) nie potrafię się zabrać, to ten wpis jest dowodem, że jeśli już usiądę do klawiatury, to myśli same ze mnie wychodzą i powoli spływają na ekran. Lubię mieć takie uczucie, że nie tylko wytracam czas przed Internetem, ale też czasami coś do niego dokładam :D Tak więc, kończąc to marudzenie, które tak naprawdę jest tylko testem, czy nadal potrafię pisać i czy Wy nadal to czytacie, mówię: Dzień dobry, ja nadal żyję.
O kurde imponujące…
Dzień dobry. My nadal czytamy. A na pocieszenie to pomimo, że w 2018 zrobiłem pół Ironmana to w 2019 przebiegłeś więcej km ode mnie.
Darek, nie cieszę się z tego, że to taki rok dla Ciebie, ale z drugiej strony miło wiedzie, że nie jestem jedyny ;)