Rzadko trafiam ostatnio na książki, które przyciągają mnie tak, że znajduje dla nich czas w ciągu dnia. Przychodzę z pracy i od razu zasiadam do czytania. Siadam do komputera i tak na prawdę zaczynam czytać. wychodzę biegać i zostaję czytać. Fakt, to nie dzieje się często. Ale ej, jest nadzieja, bo właśnie przeczytałem taką trylogię.
A wszystko przez urodziny kolegi. Kolega ma już 34 lata na karku, a od kiedy pamiętam urządza urodziny. Tradycja bardzo miła, acz problematyczna. Bo skoro urodziny, to wypadało by dać prezent. Wiadomo, flaszka to zawsze najprostsza opcja, ale w sumie jestem prawie pewien, że on jest z tych niepijących, a nawet jeśli to nie w takich ilościach, aby przetworzyć te wszystkie butelki łychy, które dostaje z okazji rocznicy swoich narodzin.
Stanęło więc na książce i tak właśnie natrafiłem na trylogię, którą chcę Wam tu polecić. Wydaje mi się więc, że muszę Ci podziękować Bartek, że zapraszasz mnie co roku bo gdyby nie Ty, to zapewne nie trafiłbym na
Silos, Zmianę i Pył, czyli trylogię autorstwa Hugh’a Howey
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Świat jaki znamy skończył się dawno temu. Na post apokaliptycznej Ziemi nie ma już nic. Zresztą, nie ma nawet komu tego sprawdzić, bo atmosfera na planecie jest tak toksyczna, że człowiek nie przeżyje na niej dłużej niż kilka chwil.
Ale przecież ludzie nie byli by sobą, gdyby nie przetrwali. Ostatni ludzie na Ziemi żyją i mają się (całkiem dobrze) pod powierzchnią planety- mieszkając w gigantycznym ponad stu piętrowym silosie. Umierają się w nim, rodzą, nienawidzą, kochają, pracują i odpoczywają.
Jak powstał silos? Tego nie wiadomo. Może istnieje od początku, może stworzyli go jacyś pradawni bogowie – jego mieszkańcy tego nie wiedzą, ponieważ ci, którzy mogli jeszcze pamiętać stary świat umarli wiele pokoleń temu, a pamieć po nich nie przetrwała starcia z ciągłymi brakami papieru czy awariami komputerowych serwerów – wraz z którymi ginęła historia.
Wiadomo tylko, że silos żyje, funkcjonuje i wraz ze swoimi mieszkańcami ma się dobrze. 10 tysięcy jego mieszkańców może nie darzy się wielką miłością, ale przynajmniej nie walczą ze sobą oraz respektują odwieczne prawa, spisane w postaci Paktu – księgi, która łączy w sobie wszystkie prawa oraz zakazy i nakazy, których każdy mieszkaniec musi przestrzegać.
A jeśli ktoś złamie Pakt? Cóż, wtedy zostaje wypuszczony na zewnątrz, aby wyczyścić zewnętrzne czujniki silosu (dzięki czemu mieszkańcy mają obraz na zniszczony, zewnętrzny świat) oraz… umrzeć, bo atmosfera jest tak skażona, że pomimo kombinezonu ochronnego nie da się tam przetrwać dłużej niż kilkadziesiąt minut. Procedura czyszczenia nie zdarza się zbyt często i jest zawsze wielkim wydarzeniem. Ktoś umiera, aby inni mogli dalej żyć i patrzeć na martwy krajobraz.
Jakby się nad tym zastanowić, to życie w silosie nie jest wcale takie złe. Wszyscy je akceptują, bo nie znają innego świata. A ci, którzy nie potrafią się dostosować? Cóż, ostatecznie kończą na zewnątrz. Martwi.
I pewnie nic by się nigdy nie zmieniło, gdyby w pewnym momencie nie zdecydowano się posłać na śmierć Julietty – a ona wcale na to nie zasługiwała i nie była w stanie się z tym pogodzić. Rozpoczyna się seria zdarzeń, która zmieni świat silosu na zawsze – bardziej niż można się tego spodziewać
Dawno nie czytałem tak dobrego science – fiction
Bardzo chciałbym napisać więcej na temat fabuły Silosu, ale niestety nie da się tego zrobić, bez spoilerowania akcji książki.
Mogę Wam tylko zdradzić, że część druga „Zmiana” wyjaśnia zagadkę powstania silosu, przenosząc czytelnika w czasu bliższe teraźniejszości. Można się z niej dowiedzieć, kto i co sprawiło, że Ziemia stała się zatrutą pustynią oraz o wielu innych rzeczach o których bardzo bym chciał ale niestety nie mogę Wam teraz napisać.
Trzecia część trylogii – „Pył” wraca do silosu oraz bohaterów, znanych już z części pierwszej. I serio, znowu nic więcej napisać nie mogę, bo nie chcę psuć Wam przyjemności z czytania.
Każda część jest na prawdę świetnie napisana. Fabuła wciąga niesamowicie, a dzięki względnie krótkim rozdziałom (takie lubię najbardziej) szybko zaczyna się syndrom „jeszcze jednego rozdziału” i tak połyka się kolejne i kolejne części książki, nie zdając sobie nawet sprawy, jak nagle zrobiło się późno a jutro przecież trzeba iść do pracy.
Tych z Was, którzy nie przepadają za post – apokaliptycznymi wizjami Silos może przestraszyć – ale tylko jeśli zatrzymacie się na okładkowym opisie. W samej książce tego futurystycznego świata jest względnie mało – co jest moim zdaniem zaletą, bo urealnia świat przedstawiony czyniąc go bardzo podobnym do tego, w którym żyjemy dzisiaj. Naturalnie, gdyby nasz świat zapakować w stu piętrowy silos. Bez windy. To nie Fallout czy Mad Max ani nawet nie Marsjanin (choć książka odwołuje się właśnie do fanów powieści i filmu o przygodach Marka Watneya).
Hugh Howey ma dar tworzenia bardzo wyrazistych bohaterów – może nie są oni specjalnie skomplikowani (podczas lektury szybko orientujemy się kto jest zły a kto dobry i wszyscy pozostają w swoich rolach) ale można się z nimi zaprzyjaźnić. Być może też dlatego, w drugą część (Zmiana) czytało mi się momentami dość ciężko – zaczęło się pojawiać zbyt wiele postaci i nie mogłem się porządnie skupić na ich losach.
Historia, która oplata wszystkie części trylogii łączy się elegancko w jedną całość i chociaż czasami, po dłuższym zastanowieniu można w niej znaleźć kilka mniejszych lub większych dziur (jak ludzie w silosie zdołali tak dobrze się w nim urządzić? Dlaczego twórcy silosu wymyślili dla niego akurat takie a nie inne zakończenie?) to autor na prawdę zdołał stworzyć podziemny, logiczny świat, który rządzi się swoimi dziwnymi prawami. I to również dzięki tej logice książkę czyta się tak dobrze. Serio, po Silosie zabrałem się za „Rozgwieżdżone Niebo” Larsa Wilderänga, opowiadającej o globalnej awarii elektroniki i prądu i chociaż fabuła tej powieści była umieszczona w teraźniejszości to autor w pewnym momencie tak popłynął (serio, nano-mikro-roboty? Serio?) że aż nie chce mi się jej recenzować. W trylogii Howeya takiego problemu nie ma, choć świat przedstawiony jest zdecydowanie bardziej nierealny.
Na koniec ciekawostka – początkowo, Howey publikował opowieści ze świata silosu bezpłatnie w Internecie a na wydanie ich w formie książki zdecydował się dopiero pod naciskiem fanów. Okazuje się więc, że z pisania w sieci może powstać coś lepszego niż książki kucharskie, poradniki makeupu czy śmieszkujące streszczenia blogów. Jest nadzieja! Podobno prawa do ekranizacji są już sprzedane do 20th Century Fox, pozostaje więc mieć nadzieję, że Silos doczeka się ekranizacji i że nie zostanie ona spieprzona jak to miało miejsce w przypadku wielu dobrych książek.
A skoro już zebrało mi się na głębsze przemyślenia to jeszcze jedno – gdy już przeczytacie książkę, to może dojdziecie do podobnych wniosków co ja – że świat przedstawiony w Silosie daje wręcz nieograniczone możliwości na powstanie różnych sequelów, prequelów czy fan fiction – można go rozwijać podobnie do Metra 2033 Dymytrija Głuchowskiego. Ciekawe, czy coś z tego będzie? W razie czego pamiętajcie, to był mój pomysł :)
A na razie Silos (oraz Zmiana i Pył) dostają ode mnie
0 komentarzy