Święta święta święta !
Jak zwykle, jak co roku, jak to w grudniu wzięły mnie z zaskoczenia – ach święta.
nagle człowiek przypomina sobie, że trzeba ruszyć w zakupowe tango – w końcu miejsce pod choinką samo się nie zapełni..
Z nawet dość pozytywnym nastawieniem, po sprawdzeniu stanu konta (płacz rozpaczy) wrzucam na siebie płaszcz i wychodzę.
Już na parterze orientuję się, że nie wziąłem telefonu. Powrót na 3 piętro mija mi już nieco gorszym nastroju. Z telefonem w dłoni, schodząc do samochodu nachodzi mnie – czy ja zamknąłem drzwi? szybki CHECK – zamknięte.
Co się dziś ze mną dzieje?
Ruszam do sklepu.
Na ulicach tłok jak nigdy, ledwo manewruję między innymi autami. Jedni pędzą jak wściekli, poganiają mnie klaksonem i światłami. Inni wleką się jakby zapomnieli, że w samochodzie są biegi wyższe niż jedynka i dwójka. Ja też czuję, że dziś za kierownicą po prostu nie jest mój dzień.
Ale już jestem na parkingu, naturalnie brak miejsc. Na każdego kierowcę, który wyjeżdża czeka już pięciu następnych, jeden metr od niego, skutecznie utrudniając wyjazd, trzech czai się nieco dalej, licząc że włączony kierunkowskaz sprawi, że inni zrozumieją, że to właśnie IM należy się ten kawałek przestrzeni parkingowej, a piąty kierowca akurat zobaczył to miejsce z drugiej strony parkingu i właśnie jak wariat jedzie przez zapchany autami plac – bo może zdąży !!
Mi na szczęście się udało. Naturalnie „na wydrę” – czterech innych kierowców, których wyprzedziłem jest na mnie mocno wkurwionych złych a jeden nawet groził mi chyba śmiercią (i tak nie zrozumiałem, bo po niemiecku). Ważne jest to, że…
Zaparkowałem i jestem już w GALERII HANDLOWEJ
A razem ze mną pozostałe jakieś z 50 tysięcy osób (na metr kwadratowy).
Patrzę na twarze i widzę, że coś jest nie tak.
Z ludźmi.
Wszyscy poruszają się bez celu, spojrzenie bezmyślne, oczy półprzymknięte a na twarzach wyraz totalnej bezmyślności przemieszany z dziką żądzą krwi. Jedni powłóczą nogami, inni biegają z miejsca na miejsce a jeszce inni stoją i gapią się w jeden punkt w wyrazie zupełnej beznadziei.
Przy promocjach dziwne tłumy, wszyscy chwytają coś w pośpiechu, wyrywając sobie z ręki przecenione pomarańcze.
I te dziwne jęki dochodzące z tłumu:
PREEEEEEEZEEEENTYYYYY
ZAKUPYYYYYYYY
MÓZGIIIII (wait, what ?)
I nagle mnie olśniło.
Te wszystkie martwe spojrzenia; to chodzenie bez wyraźnego powodu w tą i z powrotem, te bezsensowne biegi i szarpanina. To po prostu ….
APOKALIPSA ZOMBIE !
Nie potrzebny był zabójczy wirus stworzony w tajemniczym laboratorium, ani człowiek ugryziony przez zainfekowanego małposzczura.
Wystarczył 20 grudnia, aby wszyscy przemienili się w bezmyślne, nakierowane na wydawanie zbyt dużych ilości pieniędzy i stanie w za długich kolejkach istoty.
Całe szczęście, że ze mną wszystko w porządku – zaczynam się więc powoli wycofywać.
Nagle – na wystawie stoi duże lustro, widzę swoje odbicie. I zrozumiałem. To dzisiejsze roztargnienie, to zapominalstwo, ten słaby dzień za kierownicą …
Ja też stałem się ZOMBIE.
…..PREEEZZZEEEEENNNTYYYYYY…. ZAAAAKUUUUPYYYY……
Podobno 24 grudnia około 16 wirus samoistnie ginie.. jest nadzieja :)
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback