Miałem tyle planów na ten weekend. Nie zrealizowałem żadnego i muszę powiedzieć, że czuję się z tym mega dobrze. Wczoraj odwiedziliśmy z P. znajomych. Było dużo rozmów, zdecydowanie za dużo jedzenia (było super pyszne) i umiarkowanie za dużo whisky.
W niedzielę budzę się z lekkim bólem głowy, ale po to jest niedziela ! Jemy śniadanie, znowu zalegam w łóżku.
Chociaż obiecałem sobie, że wybiegam kilka kilometrów to dopiero około 13 udało mi się założyć na nogi buty.
Biegnę! Trasa ? Moje standardowe, 9-cio kilometrowe kółko ulicami Szczecina. Pogoda piękna, na pewno lepsza od mojej formy. Podbiegi sprawiają, że moje piszczele płoną. Na szczęście już za nimi czekają zbiegi i możliwość złapania oddechu.
Wlekę się. Endomondo pokazuje tempo w okolicach 7 minut na kilometr – ale przecież jest niedziela, więc nie rusza mnie to. Nic a nic.
Nagle zrywa się wiatr. Do ust wpadają mi zeszłoroczne liście i pół kilo piachu. Zaczyna padać. Przelotny deszcz stara się wyprowadzić mnie z równowagi zacinając centralnie w moją twarz.
A mnie to ogóle nie denerwuje; w domu czeka na mnie ciepły prysznic i perspektywa smacznego obiadu.
Dobiegam. Lewa stopa boli jak cholera, w prawej coś kłuje. Na szczęście zanim zdążę zacząć się tym przejmować – ból ustaje.
Jest pięknie.
Czasami potrzebuje leniwego weekendu!
taka niedziela to skarb wśród niedziel ;) jeszcze raz dzięki za zaproszenie !
Nasza niedziela dokładnie taka sama, zresztą taki był plan od samego początku ;)