loader image

339. AFTERSHOKZ Trekz Titanium. W poszukiwaniu sluchawek idealnych

aftershokz trekz titanium ivi green

Kiedy jest się blogerem, to ma się nieco inne wymagania od życia, niż ludzie, którzy są zdrowi na umyśle. Czasami są to jakieś wymyślne fanaberie, ale ja jestem prostym człowiekiem i po prostu podczas biegania chciałbym móc jednocześnie słuchać muzyki, robić sobie zdjęcia, sprawdzać tempo na Endomondo oraz ewentualnie rzucić okiem kto się do mnie odezwał na Messengerze, Whatsupie, Telegramie czy Signalu. Czasem Instagram. Nie jestem wymagający.

Do tej pory radziłem sobie z tym średnio. Jako, iż jestem człowiekiem urodzonym przed 1990 rokiem, odczuwam wstręt myśląc, że mógłbym publicznie słuchać muzyki z głośnika telefonu, albo co gorsza (BRRR, na samą myśl mam dreszcze) z głośnika na Bluetooth. Słuchawki przewodowe mają albo za krótkie kabelki, albo podczas biegu zawijają mi się pod koszulką tak, że przewód zachowuje się, jakby chciał mnie udusić. A spróbujcie zrobić jakieś zdjęcie na biegu musząc biec zgarbionym, bo kabelek wystający spod koszulki nie pozwala na wyciągnięcie telefonu nad głowę. Doszło do tego, że podczas ostatniego półmaratonu aby zrobić zdjęcie odłączałem kabel od telefonu, pauzowałem Spotify, robiłem zdjęcie, podłączałem kabel z powrotem i wciskałem play. Sami rozumiecie, że takie przeżycie uświadamia człowiekowi kilka rzeczy. Po pierwsze to, że jest nienormalny a po drogie fakt, że najwyższy już czas aby zainwestować w słuchawki bezprzewodowe

Ze słuchawkami mam jednak pewien problem. Standardowe „pchełki” wypadają mi z uszu i podczas 5 kilometrów przebieżki muszę je poprawiać jakieś 7674601 razy. Dokanałowe – albo siedzą za płytko, albo wchodzą zbyt głęboko i przy każdym kroku słyszę ich ruch w uchu (niech ktoś potwierdzi, że też tak ma!). Poza tym wiecznie plączący się kabel doprowadza mnie do pasji za każdym razem gdy wyciągam je z szuflady. Dlatego też postanowiłem ulec marketingowi, który dopadł mnie gdzieś w Internecie i zakupiłem…

AFTERSHOKZ Trekz Titanium

Są to słuchawki zaprawdę niezwykłe. ich odmienność polega na sposobie przenoszenia dźwięku do ucha. W odróżnieniu od „zwykłych” słuchawek Aftershokz wykorzystują przewodnictwo kostne – nie wsadza się ich do ucha, tylko mocuje odrobinę przed nim, a dźwięk przekazywany jest przez drgania kości czaszki wprost do ślimaka (tego w uchu, nie tego w trawie). W normalnych słuchawkach dźwięk musi najpierw wpaść do przewodu słuchowego (to ta dziura w uchu), potem natrafić na bębenek a dopiero potem trafia do ślimaka. 

dokładnie tak to działa (zdjęcie pochodzi ze strony producenta)

Dzięki wykorzystaniu przewodnictwa kostnego ucho przez cały czas jest odsłonięte, nie jest niczym zatkane, a więc mogą do niego spokojnie wpadać inne dźwięki z otoczenia.

Aftershokz Trekz Air na głowie spoconego pana. Ja tak nie wyglądam, nie mam włosów ani zarostu, nawet pocę się bardziej, ale myślę, że widać o co chodzi. Ucho jest odkryte. 

I to właśnie, wg. producentów jest główną zaletą słuchawek – uważają oni, że podczas ruchu na wolnym powietrzu lepiej nie odcinać się całkowicie od otoczenia – a z Aftershokz Trekz Titanium jest to możliwe. Muszę przyznać, że na początku dałem się odrobinę złapać na ten marketing – komu przecież nie zależy na własnym bezpieczeństwie. Po tych kilku miesiącach ze słuchawkami zastanawiam się, czy brak dźwięków z otoczenia tak na prawdę mi do tej pory przeszkadzał – dość rzadko miewam przy bieganiu niebezpieczne sytuacje, ale być może są na świecie ludzie, dla których będzie to dużą zaletą. Wyobrażam sobie, że np. dla rowerzystów, którzy nie chcą rezygnować z muzyki jeżdżąc po ulicy może być to duża zaleta. Jak to działa w praktyce? o tym zaraz, na początku…

Wygląd – futurystycznie, ale bez przesady

Dopiero teraz zorientowałem się, iż nie napisałem, że słuchawki są bezprzewodowe. W końcu wolność od tego przeklętego kabla, który wiecznie mi się plątał i supły robiły się na nim od samego patrzenia. Doprawdy, nie jest to dla mnie jakaś technologia kosmiczna, ale nigdy nie miałem słuchawek na Bluetooth i nie zdawałem sobie sprawy jak to jest mega wygodne. Ach – obsługują BT 4.1, więc zużycie baterii jest naprawdę niskie. 

Cyk, macie film reklamowy, w którym piękni ludzie trenują w Aftershokz a lektor mówi tak natchnionym głosem jakby właśnie ogłaszał wynalezienie leku na raka. Ale można pooglądać słuchawki. 

Obie słuchawki łączy pałąk, który jest bardzo elastyczny i wytrzymały. Na pewno da się go jakoś uszkodzić (co, ja nie dam rady? Potrzymaj mi piwo!) ale ja, wyginając go w każdą stronę w żaden sposób go nie naruszyłem. Mam tylko wrażenie, że po ostrych testach pałąk był przez chwilę nieco luźniejszy ale po pewnym czasie znowu nabrał elastyczności. Jeśli mam być szczery, to wolałbym aby był czarny (żarówiasty seledyn trochę za bardzo daje po oczach jak na moje standardy), ale ta wersja była najtańsza gdy je zamawiałem, rozumiecie, odezwała się moja wewnętrzna cebula. Dla ciekawych dlaczego nie poszedłem w prawdziwie bezprzewodowe słuchawki (takie, które nie łączy żaden przewód) – poszedłem, w pierwszej kolejności. Recenzje wrzucę kiedy indziej, ale fakt, że mogłem je zgubić ot tak jakoś do mnie nie przemawiał. Poza tym były dokanałowe. 

Słuchawki i cały zestaw, jaki dostajemy po wyciągnięciu z pudełka. Jest tu kabelek USB (niestety micro), zatyczki do uszu (o nich później) oraz torebka, w której można nosić słuchawki, całkiem praktyczna, nie użyłem ani razu ;) 
tak wyglądają słuchawki zdjęte z głowy (widok od góry)

Moduły, przez które dźwięk przedostaje się do kość, są nieco większe niż standardowe słuchawki. Ten z lewej strony ma przycisk, którym można odbierać rozmowy telefoniczne, a podwójne kliknięcie przełącza na następną piosenkę podczas słuchania muzyki. Z prawej strony, na części za uchem znajdują się przyciski głośności („plus” dodatkowo włącza i wyłącza zestaw) oraz zakryty port do ładowania. Szkoda, że jest to micro USB, bo od kiedy w telefonie mam nowsze USB-C  to denerwuje mnie, że ciągle muszę trzymać kable do starego portu. 

Tak wyglądają moduły przekazywania dźwięku. Podczas grania delikatnie wibrują od środka – przy bardzo głośnej muzyce jest to odczuwalne, przy cichszym słuchaniu nie. Po prawej stronie, na pałąku, pod napisami widać port mictoUSB oraz plus i minus do głośności, włączania / wyłączania słuchawek i parowania ich z telefonem.
To właśnie ten przycisk widzicie na pierwszym planie. Dwukrotne przyciśnięcie przełącza piosenkę, jednokrotne pauzuje, służy też do odbierania / kończenia rozmów. 

Ten przycisk z lewej strony jest jednym z aspektów, które przekonały mnie do Aftershokz’ów. Gdy słucham muzyki podczas biegania bardzo często przełączam, albo pauzuje kawałki, i zdecydowanie wygodniej jest mi to robić lewą ręką (moja prawa dłoń jest nieco mniej sprawna – kiedyś o tym napiszę). Większość producentów umieszcza przycisk przełączania utworów z prawej strony – więc fakt, że tu jest on z lewej, zadziałał na korzyść słuchawek. 

Oprócz tego na obydwu słuchawkach znajduje się też mikrofon, bo można przez nie prowadzić rozmowy telefoniczne. I działa to naprawdę bardzo dobrze – rozmawiałem z kilkoma osobami przez ten sprzęt i dopiero, gdy słuchawki były pod kapturem mój rozmówca mówił o jakimkolwiek pogłosie. 

Podsumowując – wygląd Aftershokz Trekz Titanium na tle zwykłych słuchawek jest odrobinę futurystyczny, głownie ze względu na tylni pałąk i seledynowy kolor (czarne wyglądają o wiele normalniej). Na tle słuchawek sportowych aż tak się one nie wyróżniają. Ja mam lekkie opory aby śmigać w nich normalnie po ulicy (to znaczy chodzić, nie – biegać) ale widziałem kilka osób, które słuchają z nich muzyki na co dzień i nie wygląda to źle, więc może to po prostu ja wyglądam źle a nie te słuchawki. W sumie nawet podczas tych kilku dni, kiedy piszę ten tekst widziałem w nich dwie osoby, i gdyby nie fakt, że znam ten sprzęt, to pewnie bym nie zauważył.

To znowu model Trekz Air na głowie spoconej osoby. Nie wiem o co c’mon, dlaczego wszystkie osoby reklamujące te słuchawki muszą być spocone. Nie mogły się wcześniej umyć czy jak.

Da się je nosić pod czapką, razem z okularami czy pod kapturem. Czapka i kaptur mają nawet pewien wpływ na słyszany dźwięk, ale o tym zaraz. Albo nawet teraz..

Dźwięk – to nie są słuchawki dla audiofilów tych, którzy lubią dobre brzmienie

Stop, co ja będę Was ściemniał. Nie zapłacili mi za tą recenzję, więc mogę być obiektywny :) Napisałem tak ze zgryzoty, że mi nie zapłacili dlatego, że zanim sam je kupiłem obejrzałem kilka filmów i przeczytałem trochę recenzji. Fakt, niektórzy pisali, że trochę słabo tu z basem, że może nie jest to sprzęt dla audiofilów itp. Na jednym blogu napisano nawet, że „może i grają inaczej, niż  inne słuchawki (nazwy nie wymienię z litości, ale takie raczej lepsze) dźwięk jest nie lepszy, nie gorszy, po prostu inny”. Teraz przygotujcie się na całą prawdę – takie opinie to sponsorowane pierdolenie. 

Porównując Aftershokz Trekz Titanium do zwykłych, kablowych słuchawek Huawei, które wyciągnąłem z pudełka razem z telefonem, trzeba by przyrównać te pierwsze do dobrego głośnika na Bluetooth (czyli dla zwykłego ucha gra świetnie) a Aftershokz do głośnika z telefonu. Albo jak porządne głośniki kolumnowe do głośniczków z laptopa. Jedno i drugie gra tą samą muzykę, ale różnicę słychać na pierwszy rzut oka ucha.

Te słuchawki cierpią na absolutny brak niskich tonów. Dopóki nie podkręci się dźwięku na maksa, to basu jest w nich jak na lekarstwo. Przy głośnym słuchaniu jest trochę lepiej, ale nie po to kupuje się słuchawki, w których ma się słyszeć otoczenie aby je potem rozkręcać na pełny regulator, prawda? Poza tym, przy pełnej głośności one dość mocno wibrują (serio) i mnie łaskoczą. Co ciekawe, gdy zatkamy uszy – dźwięk brzmi zdecydowanie lepiej, muzyka nabiera głębi i nawet czuć nieco bardziej bas. Producent zdaje sobie z tego sprawę, bo do zestawu są nawet dołączone zatyczki – no ale ja przepraszam bardzo, powtórzę się – po co zatykać uszy w słuchawkach, które pozwalają na lepszą kontrolę nad dźwiękami z otoczenia? Słuchawki brzmią też lepiej dociśnięte do głowy kapturem, albo czapką. Dzieje się tak zapewne dlatego, że oba te nakrycia głowy sprawiają, że dźwięk wydostający się ze słuchawek w postaci fal dźwiękowych „zawraca” do uszu i wpada do nich tradycyjną drogą (ale może to tylko mój wymysł).

tak wyglądają te zatyczki. Na potrzeby testu raz wsadziłem je do uszu, uwierzcie to wygląda tak nieludzko, że staram się zapomnieć ten widok do teraz

Poza brakiem basu dźwięk jest ogólnie słaby. Nie jestem audiofilem, aby opisywać Wam to w bardziej wysublimowany sposób, niech Wam wystarczy porównanie normalnego, porządnego głośnika do głośniczka z telefonu. Jeśli tu i tu słyszycie tą samą muzykę – nie było tematu, jest spoko. Jeśli nie, to czytajcie dalej i przekonajcie się dlaczego jednak zatrzymałem te słuchawki zamiast je odesłać (a miałem już wypełniony formularz zwrotu).

Wracając jeszcze do jakości dźwięku – zagłębiłem się nieco w problem, a mianowicie w zagadnienie, dlaczego słuchawki przewodnictwa kostnego grają tak, a nie inaczej i wydaje się, że powinienem się cieszyć. Okazuje się bowiem, że u człowieka ze zdrowym słuchem przewodnictwo kostne zawsze da słabszy bodziec akustyczny niż „tradycyjne” przewodnictwo powietrzne (dziękuję, Wikipedio). Mam więc zdrowe uszy, co nie zmienia faktu, że Aftershokz grają kiepsko.

I chociaż podobno leżącego się nie kopie, to muszę dorzucić jeszcze jedną cegiełkę go ogródka pod tytułem „minusy”. A mianowicie…

To nie są słuchawki dla krypto fanów disco polo

Wśród znajomych możecie udawać koneserów gruzińskiego indie rocka / metalu mroczniejszego niż treść nagrań z restauracji „sowa i przyjacieje” / rapu, ale takiego czarniejszego niż węgiel z kopalni Bogdanka / czy jakiejkolwiek innej muzyki, którą wypada słuchać w Waszych kręgach. Ale jeśli tak naprawdę wolicie posłuchać co tam ktoś zrobił przez te oczy zielone, czy ruda tańczy jak szalona albo czy ona w końcu jest szalona czy nie (ej, teraz to mi się złożyło w całość – może to ta ruda jest szalona i dlatego tak tańczy?) – to w tych słuchawkach wszystko wyjdzie na jaw.

Aftershokz Trekz Titanium „wypuszczają” na zewnątrz dużo więcej dźwięku niż zwykłe słuchawki. Po części wynika to zapewne z tego, że słuchawki douszne i dokanałowe po prostu zatykają ucho i dźwięk nie ma się jak wydostać, ale sprawdziłem – nawet wyjęte z ucha „pchełki” słychać ciszej niż Aftershokz na tym samym poziomie głośności.

Dla mnie jest to minus – choć akurat nie wstydzę się swojego gustu muzycznego to nie lubię epatować na zewnątrz tym, czego akurat słucham i fakt, że słuchawki odgradzają mnie od otoczenia ale i otoczenie ode mnie uważam za zaletę.

Jednak na sam koniec – przecież te słuchawki nie zostały wymyślone do tego, aby zapewnić odcięcie od otoczenia a wręcz odwrotnie – aby pozwolić użytkownikom je usłyszeć. Zresztą – na średnim poziomie głośności problem nie jest już praktycznie niezauważalny. Poza tym – nawet słuchając muzyki na 100 %, jeśli mijacie kogoś na rowerze lub przebiegając to usłyszy on jedynie pogłos, więc problem dla sportowców jest marginalny. 

Aby zamknąć temat dopiszę tylko, że producent chyba zdaje sobie sprawę z tego zagadnienia, bo najdroższy model, jaki jest aktualnie dostępny na rynku (Aftershokz Air) reklamowany jest technologią, która „zapobiega wyciekom dźwięku”. Całe szczęście, że kupiłem najtańsze, bo nie mógłbym Wam o tym napisać :)

Przewodnictwo kostne w słuchawkach – czy warto?

Właśnie się zorientowałem, że ta recenzja ma już jakieś 1700 słów, czyli jak zawsze zbytnio się rozpisałem. Czas więc przejść do meritum, czyli do tego, czy warto przepłacać za bezprzewodowe słuchawki, które raczej średnio grają.

Moim zdaniem, każde z Was musi samo odpowiedzieć sobie na to pytanie. Dlaczego? Wszystko zależy tu od tego, czy w Waszej biegowo – życiowo – sportowo – treningowej rutynie pojawia się czasami problem tego, że odcięcie od otoczenia staje się niebezpieczne

jeśli jesteś spocony, te słuchawki są dla Ciebie ! 

Ja zainteresowałem się tymi słuchawkami, gdy kilka razy zdarzyło mi się mieć starcie z samochodami na przejściu dla pieszych. Poza tym, wieczorem, gdy wychodzę z (mo)psem na spacer często jestem zaskakiwany przez ludzi, którzy nagle wychodzą mi zza pleców – a bardzo nie lubię gdy ktoś nagle pojawia się przy mnie z tajniaka. Słuchawki rozwiązują też problem podczas imprez biegowych – kiedy chce jednocześnie biec, zagadać do kogoś a nie chcę pauzować muzyki. 

To rozwiązanie ma też jednak swoje minusy – największym (obok słabej jakości dźwięku) jest chyba to, że teraz, nawet biegnąc bezpiecznie chodnikiem, słyszę każdy jeden samochód przejeżdżający w pobliżu. A przecież jestem bezpieczny na chodniku, więc akurat wtedy chciałbym ten dźwięk wycinać. Cóż – nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. 

Uważam, że firma Aftershokz w pewnym sensie wymyśliła na nowo problem, który istniał w głowach nielicznych sportowców – czyli bezpieczne połączenie sportu na wolnym powietrzu z muzyką. Do tej pory można było albo słuchać muzyki i mniej lub bardziej odcinać się od świata albo trenować bez niej, ale w poczuciu pełnej kontroli. Te słuchawki pozwalają na znalezienie rozwiązania po środku. Nie jest to złoty środek, bo dźwięk jest gorszy niż w zwykłych słuchawkach a i bezpieczeństwo mimo wszystko niższe niż bez dźwięku, ale na pewno jest i bezpieczniej i z muzyką. 

Tak więc sami odpowiedzcie sobie na to pytanie – czy przydała by się Wam lepsza kontrola otoczenia podczas słuchania muzyki? Tak? Nie? I proszę, macie swoją odpowiedź :)

Plusy dodatnie, plusy ujemne

I już na sam koniec, kilka słów na temat plusów i minusów słuchawek oferowanych przez Aftershokz.

Na początek plusy:

  • Umożliwiają lepszy kontakt z otoczeniem, niż tradycyjne słuchawki. To ich największa zaleta i tego nie ma nikt inny na rynku.
  • Świetne wykonanie i ergonomia. Dobrze pomyślane przyciski, jak na słuchawki sportowe fajnie wyglądają. Pałąk łączący słuchawki jest bardzo dobrej jakości.
  • Bardzo dobrze leżą na uchu. Nie wypadają, nie uciskają, nie stukają podczas biegu jak słuchawki dokanałowe. Da się je nosić z okularami, pod kaptur i czapkę. Wersja Aftershokz Trekz Air (30 gram) jest nawet lżejsza niż Trekz Titanium (34 gramy), ale ta lekkość obciąża portfel 
  • Mocna bateria – katalogowo 6 godzin, wg. mnie wyszło nawet trochę dłużej, aczkolwiek mierzyłem po wielu krótkich włączeniach.
  • Odporność na pot i deszcz.
  • Błyskawicznie łączą się z telefonem. Serio, zajmuje to sekundę od włączenia. Nie gubią połączenia. Raz tylko zdarzyło mi się, że słuchawki zgubiły telefon i co gorsza nie dały się połączyć. Pomogło podłączenie do ładowania. Zdarzyło się to raz na kilkaset połączeń, więc traktuję to jako wypadek przy pracy. Jeśli się to powtórzy – dam Wam znać. Pojawia się za to problem z „rwaniem” dźwięku, który zaraz opiszę w minusach.

Nawet nawet nazbierało mi się tych plusów, więc może czas na minusy:

  • Gorsza, niż w „zwykłych” słuchawkach jakość dźwięku. Nie, nie porównywałem ze sztruclami za 5 złotych ze stojaka w supermarkecie, ale słuchawki Huawei, z pudełka z telefonem biją je na głowę. Zresztą, aby być uczciwym, napiszę prawdę, przez słaby dźwięk chciałem je odesłać.
  • Cena – wysoka, nie jak na słuchawki na Bluetooth, ale jak na słuchawki na Bluetooth, które słabo grają. 
  • Słyszy się nawet rzeczy, których nie chce się usłyszeć i które nie są niebezpieczne (auta na ulicy, gdy biegnie się po chodniku)
  • Połączenie Bluetooth – raz na dziesięć razy, gdy miałem telefon w kieszeni i zakrywałem go ręką (np. wsadzając ją do kieszeni bo zimno) dźwięk w słuchawkach przerywał. Problem ten jest ciężki do odtworzenia bo czasami występuje cały czas (noszę telefon w lewej kieszeni, po przełożeniu np. do prawej – ustępował) a czasami nie, pomimo tych samych warunków. Poczytałem kilka opinii w Internecie i w kilku z nich ludzie skarżyli się na to samo. Mogę to określić jedynie jako czasowe problemy z połączeniem, które uważam jednak za dość stabilne. Problem pojawia się na tyle rzadko, że gdy już jest, to jestem nim zaskoczony, ale uważam, że warto o tym napisać.
  • Aby robić sobie w nich zdjęcie musisz być spocony ;)

Jak widzicie, minusów udało mi się naliczyć zdecydowanie mniej niż plusów. Dlaczego więc chciałem odesłać te słuchawki w cholerę? Mimo wszystko – jakość dźwięku jest dla mnie bardzo ważna. Nie będę się powtarzał, ale Trekz Titanium nie ma porównania do nawet średnich słuchawek na kablu. Mam gdzieś jeszcze kablowe Philipsy z podbiciem basu, które kosztowały 99 złotych a są przy nich jak sprzęt ze sklepu dla audiofilów. 

Jednak z drugiej strony – wygoda i prostota użytkowania przeważyły. Najważniejsze jest dla mnie to, że w końcu mogę je mieć na głowie godzinę albo cztery i ani razu nie muszę poprawiać słuchawki w uchu, szukać ręką pilota na kabelku ani odpinać telefonu od przewodu aby zrobić zdjęcie. Poza tym, nic się nie plącze! To właśnie te rzeczy sprawiły, że polubiłem się z tymi słuchawkami i choć nie do końca szczęśliwi żyjemy ze sobą już jakiś czas. To brzmi jak definicja małżeństwa ;)

Na słowo przed końcem zostawiam jeszcze kwestie finansowe.

Aftershokz Trekz występują w dwóch odmianach cenowych – Titanium (tańsza) i Air (droższa). Na stronie producenta kosztują one odpowiednio 729 i 479 złotych. Moja wewnętrzna cebula zabrania mi jednak dokonywać zakupu w takich miejscach, zdecydowanie bardziej wolę poszukać ich gdzie indziej, bo wystarczy zajrzeć np. na ceneo

klikając w obrazek, albo w TEN LINK traficie na ceneo, gdzie ceny w momencie pisania tego tekstu są nawet do 200 zł niższe (model Air) niż na stronie producenta.

aby kupić te słuchawki zdecydowanie taniej. Ja swoje, w kolorze IVY Zielony kupiłem za jakieś 370 zł, podczas promocji w Komputroniku. Tak więc, jak to mówiła jedna, dość znana książka (nie, nie Harry Potter) szukajcie a znajdziecie. 

Mam nadzieję, że udało mi się rozjaśnić niektórym z Was czy słuchawki Aftershokz są warte zakupu czy nie. Nie jest to z pewnością sprzęt dla wszystkich a słaba jakość dźwięku jest ich dużą wadą, ale jestem pewien, że znajdą się tacy, którzy docenią przynajmniej jedną z ich głównych zalet, którymi są niesamowita wygoda względem zwykłych słuchawek oraz wyższy poziom bezpieczeństwa. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania odnośnie tych słuchawek, albo macie już ten sprzęt i wasze wrażenia są zupełnie inne? Śmiało piszcie – w komentarzach lub na facebooku.

Autor - jacekEs

4 listopada, 2018

Sprawdź też…

4 komentarze

  1. Susie

    Ja używam Aftershokzów, obecnie Trekz Air. Sprawdzają się w ruchu, bo nie spadają, nie ześlizgują się. Używam ich na siłowni i podczas biegania i sobie chwalę.

    Odpowiedz
  2. JacekEs

    Hej Yori, pomysł jest niezły, wybadam to :-) ja czasami używam ich w aucie, mam tylko radio, w którym dobrej muzyki nie uswiadczysz, więc puszczam sobie cicho swoją muzykę a i tak słyszę otoczenie.

    Odpowiedz
  3. yori

    Nie tylko sport. Ja e kupiłem do biura, mam moją muzykę (cicho w „tle”) i mogę spokojnie rozmawiać. A że jakość trochę niższa? ALE MAM MOJĄ MUZYKĘ!!!! polecam!

    Odpowiedz
    • JacekEs

      Hej Yori, pomysł jest niezły, wybadam to :-) ja czasami używam ich w aucie, mam tylko radio, w którym dobrej muzyki nie uswiadczysz, więc puszczam sobie cicho swoją muzykę a i tak słyszę otoczenie.

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.