Jak już pisałem wcześniej TUTAJ – dawno dawno temu byłem chudy jak szczapa.
Niestety – było to dawno i nie pamiętam już kiedy to było ale w pewnym momencie przytyłem.
Bardzo.
Powiązane to było przede wszystkim z siedzącą pracą, własną kasą i bliskością sklepów i fast foodów.
I tak tyłem sobie na spokojnie zakładając, że NIE JEST ŹLE.
Nawet gdy przekroczyłem 100 kg powtarzałem sobie, że w końcu jestem dużym gościem i swoje ważyć muszę.
Wiadomo, czasem zastanowiłem się że warto by było schudnąć, ale to było by takie trudne .. lepiej zjeść KFC.
Aż w końcu wpadł mi w ręce pewien artykuł.
Dla tych co nie lubią czytać – artykuł jest o facecie, człowieku słusznej wagi który poszedł załatwić sprawę do urzędu.
Na miejscu doszło do małej kłótni a nasz bohater zbierał się już do wyjścia, gdy nagle z sąsiedniego biura wypadł na niego urzędnik i pozdrowił słowami:
ZAMKNIJ MORDĘ TY SPASIONA ŚWINIO !
——-
Hmm. Nie interesuje mnie jak ta sprawa się skończyła, interesuje mnie morał, który można wynieść tej historii, a brzmi on:
NIKT. NIE. LUBI. GRUBASÓW.
Nikt. Centralnie nikt. Nawet jeśli mówi, że lubi to i tak okaże się że nie.
Możesz być laureatem pokojowej nagrody nobla, społecznikiem, profesorem, najmilszym człowiekiem pod słońcem, wspaniałą matką czy człowiekiem, który ratuje głodujące dzieci.
I tak znajdzie się człowiek, który będzie nazywał cię GRUBASEM, TŁUŚCIOCHEM, a za twoimi plecami jeszcze gorzej.
W pracy możesz być pupilkiem wszystkich koleżanek ale i tak pod twoją nieobecność ktoś nazwie cie grubą parówą.
Możesz mieć przyjaciółkę od serca, ale kiedy się pokłócicie to i tak nazwie cię tłustą maciorą.
Bo nikt nie lubi grubych ludzi.
I powiem wam jedno: właśnie wtedy zacząłem się odchudzać.
Bo nikt nie lubi grubasów
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback