Dziś na sam początek miałem ochotę dowalić kilka tekstów w stylu:
pisząc o tegorocznej edycji 'Biegnij Warszawo’ muszę zachować śmiertelną powagę
albo
Nie będę pisał o 'Biegnij Warszawo 2013′. Nie ma co robić sobie jaj z pogrzebu
Ale tego nie zrobię ze względu na wczorajsze smutne wydarzenia podczas tego biegu.
Nie będę pisał o samej imprezie, bo w sumie niespecjalnie mam co.
Mnie na biegu nie było i raczej się nie wybieram – zbyt daleko, zbyt dużo osób – dużo jest tych „zbyt”.
Wspomnę tylko o tym, że wczoraj na 10 km w Warszawie pobiegło 15 tysięcy (PIĘTNAŚCIE TYSIĘCY) osób (FUUUUCK!). Warszawa to wielkie miasto a bieganie to wielki! sport. I coraz bardziej popularny. I dobrze.
Niedobrze natomiast, gdy na mecie 10 kilometrowego biegu umiera względnie młody facet. Nastraja to jakoś nostalgicznie (to już nie te lata..) i zmusza do przemyśleń.
Z jednej strony – ludzie umierają siedząc na kiblu, jedząc obiad czy śpiąc (ciężko jest sobie wyobrazić bardziej wyluzowany stan) ale a z drugiej słysząc o czymś takim zaczyna się myśleć:
- czy JA jestem do końca zdrowy ?
- może przed następnym biegiem warto się lepiej przygotować ?
- co robi na podłodze ta czekolada ? i czemu jest taka
brudnapysznaaaaaa
Sam pisałem już kiedyś, że jeśli zacząć sezon biegowy to najlepiej spontanicznie, ale myślę, że jeśli nie chcecie aby z mety zwoziła was karetka lub co gorsza karawan albo łódzkie pogotowie – to chyba lepiej trzymać się tych trzech prostych rad:
- Nie warto jest rzucać się od razu na głęboką wodę! (zwłaszcza, gdy ledwo pływacie) Jeśli nie jesteście pewni swojej kondycji – może lepiej najpierw poćwiczyć na bieżni / potruchtać kilka kilometrów koło domu ? Pewnie, że szwagier znajomego wystartował w maratonie i dobiegł, ale wy nie musicie. A tak BTW, to ktoś pamięta, co się stało z pierwszym maratończykiem ? Podpowiem – on też biegł bez przygotowania …
- Niech ścigają się Ci, którzy są pewni swoich możliwości. Ja przed każdym biegiem zakładam sobie swój własny plan i wymarzony czas – i najczęściej weryfikuje je po pierwszym kilometrze, stwierdzając, że chyba nic z tego. Mało ambitnie ? ale nigdy nie miałem kontuzji, dzień po biegu mogę wstać z łóżka a środki przeciwbólowe widzę tylko w reklamach. Jasne, że podobno pod wpływem nagłej potrzeby organizm jest w stanie zdziałać cuda – każdy słyszał o matkach podnoszących samochody, które przygniotły ich dzieci – a gdy byłem w liceum jeden mój kolega, gdy usłyszał, że rodzice będą w domu za 40 minut – momentalnie wytrzeźwiał, chociaż wcześniej zrobiliśmy 0,7 na dwóch – ale czy koniecznie niedzielny bieg musi aż tak stresować nasz organizm ?
- Badania – może, jeśli kiedykolwiek męczyły was problemy z sercem warto by się przebadać ? W końcu taki bieg to nie tylko obciążenie fizyczne, ale i psychiczne (tłumy, stres i te sprawy). Lepiej, aby badał was kardiolog a nie patomorfolog.
Więc niech te wczorajsze smutne wydarzenia będą przestrogą – ale i motywacją do dalszych treningów. Bo mimo wszystko – serce biegacza bije wolniej i dłużej niż serce pilota oblatywacza kanapy.
PS – pierwsi i tak będą Kenijczycy. Więc po co się spinać ;) ?
a na koniec pozytywny film – maraton w Bostonie 2011 – jak zachowują się biegacze na mecie :)
0 komentarzy
Funkcja trackback/Funkcja pingback