Jeśli uznać styczeń za killera noworocznych postanowień, to co powiedzieć o lutym?
Luty już tylko wykańcza niedobitki. True story.
Tymczasem, ja szczęśliwie trwam przy prawie wszystkich moich…
Sześciu postanowieniach na 2014
Tak więc, jak co miesiąc – czas na rozliczenie z samym sobą.
1. Postanowienie wagowe.
Drodzy moi. Nie wiem, czy wierzycie w magię. Może jesteście Mugolami, ale nawet najwięksi sceptycy muszą uwierzyć w obliczu niezaprzeczalnych faktów. A mówią one, że:
Moja waga została zaklęta.
Zatrzymała się na przedziale 92 – 94 kilogramy. Nie rusza się ani w górę (dooobrze) ani w dół (masakra!).
Może marzec pozwoli przełamać czar ?
2. Postanowienie żywieniowe.
Na tym polu osiągnąłem jeden mały sukces. Udaje mi się wygrać z głosami w mojej głowie, które mówią
KUP TEGO SNICKERSA
albo
DWA PĄCZKI TO LEPSZA OPCJA NIŻ JEDEN PĄCZEK,
ewentualnie wspominają też o tym, że
CZEKOLADA JEST TAKA DOBRA I KOSZTUJE NIEWIELE WIĘCEJ NIŻ CHLEB.
Czyli po prostu coraz częściej udaje mi się nie ulegać pokusom. A poza tym stała śpiewka – nadal nie nabrałem ani chęci ani talentu do gotowania (czytajcie – ciągle jem w fast foodach). Ech.
3. postanowienie tłuszczowe.
Moja waga mierząca poziom tłuszczu pokazuje 18 % (co oznacza spadek o jeden punkt procentowy). Nie wiem czy powinienem jej wierzyć, więc przejdę lepiej do…
4. Postanowienia centymetrowego.
Centymetr, któremu wierzę bardziej niż wadze wskazuje na 103 centymetry obwodu w pasie. To o 2 centymetry mniej niż na początku lutego. Dodatkowo, od lutego ruszyłem z dodatkowymi działaniami mającymi na celu zlikwidowanie nadmiaru tłuszczu.
Więcej dowiecie się przy podsumowaniu marca, na razie powiem tylko, że zacząłem wspomagać się spalaczem tłuszczu. Jakie będą efekty ? Zobaczymy.
5 i 6. Postanowienia biegowe i mięśniowe.
Jednocześnie mój największy sukces i najbardziej spektakularna porażka na froncie postanowień. Dlaczego ?
W lutym wybiegałem największą jak do tej pory liczbę kilometrów w życiu. Nie było tygodnia, abym nie biegał przynajmniej 3 razy, przynajmniej 20 km na tydzień. Wg. moich własnych obliczeń (ostrzegam, że jestem kiepski z matematyki) wychodzi mi, że przebiegłem około 100 km. To dla mnie absolutny rekord.
Więc gdzie tu porażka ?
Skupiając się całkowicie na bieganiu zupełnie porzuciłem postanowienie mięśniowe. Karnet na siłownię noszę w portfelu tylko dlatego, że bez niego byłby tak pusty, że mógłby go porwać podmuch nieco mocniejszego wiatru. Niestety, jak na razie postanowiłem skupić się na bieganiu (w końcu w tym roku czeka na mnie półmaraton w Poznaniu i szczeciński półmaraton Gryfa) i postanowienie mięśniowe musi iść w odstawkę. Trochę szkoda.
I co ? I marzec!
Ani się obejrzałem a tu marzec.. Pora więc na krótkie podsumowanie dwóch miesięcy mojego (mniej lub bardziej) trwania w sześciu postanowieniach. Po tych kilkudziesięciu dniach mogę powiedzieć tylko :
NIE JEST ŹLE!
A to dlatego, że nie jest ze mną gorzej. Nie tyję, nie przybywa mi kilogramów, kondycja poprawia się z biegu na bieg.. Mam nadzieję, że kiedy pod koniec tego miesiąca zbiorę się, aby napisać o postępach w realizacji postanowień będzie nawet lepiej.
0 komentarzy